- Ale najważniejsze jest to, że ja przez naszą rozłąkę straciłem pewność siebie i zupełnie pogubiłem się w życiu. Dlatego mam problem z pójściem chociażby na dół i powiedzeniem zwykłego cześć do chłopaków. Zresztą... ja... jestem chory Liam.
I wtedy coś nagle we mnie puściło. W oczach poczułem palące łzy, a serce zaczęło bić mocno i szybko, sprawiając, iż moja klatka piersiowa w tym zabójczym tempie unosiła się i opadała. Chłopak wziął mnie w objęcia, zupełnie takie same jak wczoraj. Wyczuwał jakieś niebezpieczeństwo. Wiedział, że właśnie teraz potrzebuję go najbardziej.
- Co? Ale jak? Matty...
Jego uścisk był na tyle mocny, że coraz trudniej mi się oddychało. Problem był jednak w tym, że nie miałem sił, by powiedzieć o tym Liamowi, który nieświadom mojego stanu, nie przestawał. Nie wiem, czy to był jeden z napadów choroby, czy zwyczajne poczucie bezsensu stanowiące od jakiegoś czasu nieodłączną część mojego życia, ale właśnie przejęło to kontrolę nad moim umysłem i ciałem. Myśli, że nie ma sensu wprowadzać się do tego domu, znów być w życiu Liama... przytłaczały mnie za bardzo. Jednak po krótkiej chwili, kiedy mój oddech stał się płytki i czułem już zagrożenie płynące z mocnego uścisku przyjaciela, mimowolnie szepnąłem.
- Za... mocno.
Wtedy poczułem chłód, który oznaczał, iż chłopak uwolnił mnie ze swojego prawie zabójczego objęcia. Zacząłem kaszleć, biorąc głębokie oddechy. Położyłem prawą dłoń na klatce piersiowej, czując jak dziwne uczucie bezsensu wszystkiego, co mnie otacza, odchodzi.
- Matty! Ja... przepraszam.
Kiwałem przecząco głową, nabierając do płuc jeszcze więcej powietrza.
- Nie twoja wina. Tak naprawdę powinienem ci podziękować, bo to chyba był jeden z napadów.
- Ale...
Szatyn zupełnie nie wiedział, o co ma pytać, by dowiedzieć się o mojej chorobie. Był mocno przerażony, a w jego oczach widać było duże przejęcie moim stanem.
- W moim pokoju znajdziesz odpowiedź.
W sumie... nie spodziewałem się tego, że Liam błyskawicznie ruszy do mojego pokoju i zacznie szukać listu z odpowiedzią. Doprowadziłem się do porządku i poszedłem za nim, by sprawdzić rezultaty jego poszukiwań. Cóż... znalezienie tego nie było trudne, zważywszy na fakt, iż list leżał na szafce, koło łóżka. Otworzyłem go dopiero dzisiaj. Przed wzięciem orzeźwiającego prysznica, zrobiłem to... Wiedziałem już o swojej chorobie wcześniej, kiedy byłem z tym u specjalisty, ale jakoś wolałem się upewnić, że to nie kłamstwo, prosząc go o pisemny dowód. To było parę dni temu, jak u niego się znalazłem.
- Przeżyję, ale...
- Już nigdy nie pozwolę, by to coś do ciebie wróciło. Teraz puściło i już nigdy nie wróci, rozumiesz? Nie na mojej warcie. Póki żyję, nie pozwolę. Nie pozwolę, rozumiesz?
Szatyn podszedł do mnie, trzymając w lewej dłoni list, na którym były moje wyniki badań w postaci kilku zdań. Górna część kartki była w języku polskim, a dolna w angielskim, dlatego Liam mógł przeczytać jej zawartość.
" Oświadczam, iż dnia 15 września 2014, pacjent Matt Smith odbył rozmowę mającą na celu stwierdzenie bądź odrzucenie podejrzeń o chorobie umysłu. Po jej ukończeniu, stwierdzam, iż pacjent jest chory na odmianę depresji, o której mowa w dalszej części oświadczenia. [...] Prosi się o wsparcie bliskich, jak i zgłoszenie się pacjenta do specjalisty na wizyty w celu próby poprawy jego stanu lub nawet całkowitego zwalczenia choroby."
- Wiem, że się powtarzam Matt, ale chcę, żebyś to wiedział. Przy mnie wyzdrowiejesz, zrozumiano?
Kiwnąłem twierdząco głową, unosząc delikatnie kąciki ust. Mój anioł będzie przy mnie na zawsze. To wiedziałem już dawno, ale dziś tylko się utwierdziłem w tym przekonaniu. Chłopak podszedł do mnie i znów objął, z tą jednak różnicą, że zrobił to z większym wyczuciem niż poprzednio.
- Gotowy zejść na dół?
Szepnął do ucha, na co odpowiedziałem.
- Tak.
- A nie boisz się?
- Dzięki tobie odzyskuję to, co miałem w dzieciństwie... również dzięki tobie.
- Ej... bo się jeszcze znowu rozpłaczę i tyle będzie z tego.
Zaśmiał się, puszczając moje ciało.
- Chodź już.
Zeszliśmy razem powoli na dół, gdzie w salonie, na przeciwko kuchni, siedzieli znajomi Liama. Wróć... nie powinienem przypadkiem powiedzieć, że to jego przyjaciele?
- Chłopaki, oto Matt. Mówiłem wam o nim. Będzie z nami mieszkał, póki z nami nie zwariuje.
Ponownie zaśmiał się szatyn, a za nim poszła seria chichotów ze strony chłopaków.
- Hej...
Przywitałem się nieśmiało, ale dałem radę, bo wiedziałem, że mam ze sobą anioła, który dodaje mi sił do walki ze strachem. W końcu... nie ma się czego bać, prawda?
- Witaj Matt, miło cię poznać.
Odparli zgodnie, tworząc, można by rzec, chórek. Był tam też i on. Zayn? Dobrze pamiętam? To dzięki niemu przetrwałem swoją pierwszą w życiu imprezę. Bez niego mogło być dość kiepsko.
- Lodówka twoja.
Kiedy Liam to powiedział, wzrok blondyna siedzącego na kanapie skupił się momentalnie na nim. Wyglądał on zupełnie tak, jakby chciał go zabić. To normalne chyba tutaj, czyż nie?
- Spokojnie Niall... nic, co twoje, nie zostanie zjedzone.
- Masz szczęście.
Odpowiedział, po czym zaczął się śmiać. Chłopacy wrócili do swoich czynności, a ja z Liamem przygotowywaliśmy dla siebie śniadanie. W tle słychać było dźwięki pochodzące z głośników telewizora wraz z przerywającymi ich ciągłość rozmowami o jakiejś grze? Faktycznie, gdy spojrzałem w ich stronę, widziałem Zayna, Nialla i ich brązowowłosego kolegę, którzy dyskutowali o tym, kto z nich ma teraz rzucać kostką.
- Jak zjemy, to może przejdziemy się do parku?
Przytaknąłem, słysząc propozycję Liama. To był dobry pomysł. Miałbym okazję do powiedzenia już o wszystkim, co mnie dręczyło, a o czym nie mogłem powiedzieć wcześniej, bo było na to za mało czasu. Przygotowawszy sobie posiłki, usiedliśmy na jednej z dwóch, czarnych, skórzanych kanap w salonie.
- Smacznego.
Odparł Niall, uśmiechając się przyjaźnie. Emanował pozytywną energią, zresztą jak każdy w tym pomieszczeniu, dlatego czułem, że może już za kilka dni będę w stanie bez strachu z nimi rozmawiać o wszystkim i o niczym.
I jak ludziska? Zaskoczeni? Podoba wam się część?
Komentujcie, bo może dzięki Waszym komentarzom,
będę w stanie napisać jeszcze jedną część przed
miesięczną przerwą w październiku.
Przez cały przyszły miesiąc nie będzie żadnego, nowego rozdziału.
Wyjeżdżam na praktyki do Włoch i raczej nie będzie tam
za dużo czasu na pisanie. Tak więc, na ten okres blog będzie "uśpiony".
Mam nadzieję, że mnie rozumiecie. :) Jak wrócę, dowiecie się o dalszych
losach naszych bohaterów. A uwierzcie mi, będzie się duuużo działo.
Ktoś wróci, ale kto... zobaczycie w listopadzie lub przy dobrych wiatrach jeszcze w tym miesiącu! /Liam
Tak, zaskoczony... Czy mi się podoba? No, oczywiście. Ale coś tak czuję, że podejdę bardzo emocjonalne do tego ff :-; Pozdrawiam, życzę weny...
OdpowiedzUsuńBart