***
Chłodne, wrześniowe powietrze muskało moje policzki, tworząc na ich powierzchni delikatne ślady w postaci lekkich zaróżowień. Tymczasem, tak jak ustaliłem z Liamem, poszliśmy po śniadaniu do parku, oddalonego o jakieś dziesięć minut drogi od domu. Idąc rozmyślałem o wszystkim, o czym powinienem powiedzieć swojemu przyjacielowi. Miałem dużo czasu, by przemyśleć to i owo, ponieważ obecny przy mnie Liam, był tylko ciałem na ziemi, a duszą chyba gdzieś latał w niebie. Naprawdę. Stawiał krok za krokiem, wiedząc gdzie ma iść, ale nic poza tym. Nie rozmawiał, patrzył przed siebie i to tyle. Powinienem jakoś poruszyć rozmowę, to fakt, lecz w tej chwili nie czułem, żeby to było potrzebne. Porządkowaliśmy swoje myśli i to był chyba odpowiedni moment, by wykonać tą czynność. Kiedy doszliśmy do celu i zatrzymaliśmy się w połowie drogi przy barierkach, nadszedł czas, aby podzielić się z Liamem swoją historią, o której nic nie wiedział. Jednak w tej samej chwili, chłopak otworzył usta, zamierzając zapewne zabrać głos jako pierwszy.
- Mów.
Odparłem, uważając, iż jestem w stanie poczekać te parę minut.
- Al...
Wiedziałem, że zaraz odegramy standardowy teatrzyk grzeczności, więc postanowiłem temu zapobiec.
- Mów, ja się nagadałem.
Jego kąciki ust się uniosły, owszem. Lecz co z tego, skoro w oczach było widać bezradność kradnącą ich urok? Co się dzieje?
- Matty...
Westchnął, po czym nastała krótka cisza. Do uszu docierał tylko szum wiatru, który na chwilę przybrał na sile. Ale co z Liamem? Co się z nim dzieje? Różne myśli przechodziły mi przez głowę, ale żadna z nich nie wydawała się być odpowiedzią na te pytania.
- Wiesz, bo mam pewien problem...
Skupiłem całą swoją uwagę na chłopaku, który pustym wzrokiem obserwował fale na powierzchni rzeki. Jego głos był cichy i czuło się zobojętnienie szatyna. Zupełnie tak, jakby za machnięciem czarodziejskiej różdżki, w ułamku sekundy wszystko przestało go interesować i nie widział w niczym sensu. Ej... moja choroba przecież nie jest zaraźliwa, prawda? Hm... a może to nie zobojętnienie, lecz zwyczajne zamyślenie? Nie byłem do końca pewien tego, ale nieważne. Słuchałem go dalej.
- Poznałem dziewczynę. Dzisiaj zresztą przyjdzie do nas. Jest ładna i w ogóle... ale...
- Ale...?
Dopytałem, kiedy Liam przerzucił swój wzrok na mnie. Na krótką chwilę mogłem się cieszyć jego oczyma, które zaraz skupiły się na ziemi.
- Ale... sam nie wiem. Kiedy jest w pobliżu, nie potrafię się jakoś powstrzymać, by jej dogryźć. Nie umiem i już. To nie jest normalne, co do niej czuję. Ani to nie jest coś, co znam...
- Dzisiaj przyjdzie, tak?
Chłopak kiwnął głową, kierując swój wzrok ponownie w kierunku moich oczu. W jego ślepiach widać było nadzieję, ale... ja nie wiem, jak miałbym mu pomóc? Przecież nawet nie znam tej dziewczyny, nie wiem czym sobie na to zasłużyła. Poza tym, czy powinienem mieszać się w tą sprawę? Wiem, jestem przyjacielem Liama, ale przecież to dotyczy tylko jego i jej, więc to oni najlepiej wiedzą, co ich łączy, a co dzieli, czyż nie?
- Liam, tylko, że ja nie wiem, czy będę w stanie ci jakoś pomóc.
- Nie musisz. Potrzebowałem tylko się tym z tobą podzielić. Jakoś to rozgryzę... może...
Westchnął, biorąc głęboki oddech. I jakoś w tej chwili, odechciało mi się rozmawiać o mnie. Jego problem był ważniejszy niż ja. Tak to już jest, jeśli z kimś łączy nas ogromna, silna więź. Wtedy nasze „ja" zwyczajnie odchodzi na dalszy plan, a na czoło wysuwa się „ty".
- Matty... ale mam prośbę.
- Hm?
Mruknąłem w odpowiedzi. Chłopak robił to, co kilka minut temu... oglądał fale, które tego wietrznego dnia, były wyjątkowo piękne. Coraz bardziej było mi przykro, wystarczyło tylko spojrzeć na Liama, by zobaczyć dręczonego jakimiś, niezrozumiałymi dla nikogo, myślami człowieka.
- Nie mów nic chłopakom.
Przytaknąłem, czując jego strach przed staniem się pośmiewiskiem dla kogokolwiek. Mijały kolejne minuty, a my wciąż wpatrywaliśmy się w ciszy w fale tworzące się na powierzchni rzeki. Z zewnątrz panował spokój, ale w naszych wnętrzach był chaos. Liam walczył sam ze sobą, próbując dowiedzieć się, co czuje do tej nieznanej mi dziewczyny, a ja zbierałem wszystkie myśli do kupy, chcąc w odpowiednim momencie spytać się chłopaka o parę rzeczy... Jednak kiedy chciałem to zrobić, coś zaczęło wydawać dźwięki, podobne jak te...
- Halo? Cholera, zapomniałbym. Jasne, już wracamy. Matty, musimy wracać. Zaraz ona przyjdzie...
Bez słowa ruszyłem za szatynem, który szybkim tempem zmierzał do domu. Moje pytania o jego przeszłość znów musiały zaczekać na odpowiedzi. Będąc po może mniej niż dziesięciu minutach pod domem, przypomniałem sobie o jakże ważnej rzeczy. Czemu Liam nie powiedział mi, jak ona się nazywa? Przecież ją zna, to...
- Liam, idioto. Prawie byście się spóźnili.
Gdy Harry to powiedział, do drzwi ktoś zapukał. Ledwo zdążyliśmy z szatynem ściągnąć buty i kurtki, a już wyczuwało się słodki zapach kobiecych perfum pochodzący od osoby stojącej tuż za nami. Odwróciłem się, za to Liam jak gdyby nigdy nic, tylko się na sekundę obejrzał, zmierzył chłodno wzrokiem dziewczynę i zajął miejsce na kanapie w salonie. Ona również odpowiedziała mu zimnym spojrzeniem, nie okazując ani trochę sympatii w jego kierunku. Cóż... nie każdy przecież musi się lubić, prawda?
- Heeej, chodź, zaczynamy.
Odparł Harry na powitanie, przez co brunetka się uśmiechnęła, ale tylko na moment. Jej wzrok chwilowo przerzucił się w moją stronę, a kąciki ust delikatnie się uniosły, po czym zajęła się ściąganiem białych adidasów. Gdy tylko ułożyła je równo na podłodze, Harry podszedł do niej i wskazując na mą osobę, rzekł.
- To tak... Matthew, Isabela, Isabela, Matthew.
- Hej.
Przywitała się, ukazując swoje piękne, białe uzębienie. Podała mi rękę, którą po chwili uścisnąłem, uśmiechając się przyjaźnie. Jednak w tej samej chwili, coś mi przyszło do głowy i nie zamierzało tak łatwo wyjść. Co to było? Jej imię. Podczas gdy dziewczyna wraz z Harrym zajmowała miejsce w salonie, ja poszedłem się napić wody. Wyjąłem z szafki szklankę, w której kilka sekund później znalazła się bezbarwna ciecz. Wziąłem do ręki szkło i zwracając się w kierunku wielkiego ekranu w salonie, zanurzyłem usta w zawartości. Film się zaczął, tak samo jak moje myśli zaczęły szaleć. Widziałem dwójkę ludzi, którzy z niewiadomych mi przyczyn za sobą nie przepadali. Chłopak siedział po prawej stronie, a ona po lewej, byle jak najdalej od niego. Dziwiło mnie jednak to, że on nie potrafił skupić się na oglądaniu seansu, tylko musiał mierzyć ją wzrokiem, jakby chciał jej coś zrobić. Isabela... wciąż to imię obijało się echem w mojej głowie. Przecież dziewczynę o tym imieniu znałem w dzieciństwie i to ona była moją przyjaciółką. Ale czy naprawdę los by chciał, abym odzyskał kolejny świat? Zresztą, może to nie jest ona. Mimo tych łudząco podobnych oczu, takiego samego, pięknego uśmiechu... nie... to nie może być ona. To na pewno nie ona... A może? Wziąwszy ostatni łyk wody, odstawiłem szklankę do zlewu i zająłem miejsce w salonie, gdzieś po środku obu światów. Jej i jego...
- Matty...
Westchnął, po czym nastała krótka cisza. Do uszu docierał tylko szum wiatru, który na chwilę przybrał na sile. Ale co z Liamem? Co się z nim dzieje? Różne myśli przechodziły mi przez głowę, ale żadna z nich nie wydawała się być odpowiedzią na te pytania.
- Wiesz, bo mam pewien problem...
Skupiłem całą swoją uwagę na chłopaku, który pustym wzrokiem obserwował fale na powierzchni rzeki. Jego głos był cichy i czuło się zobojętnienie szatyna. Zupełnie tak, jakby za machnięciem czarodziejskiej różdżki, w ułamku sekundy wszystko przestało go interesować i nie widział w niczym sensu. Ej... moja choroba przecież nie jest zaraźliwa, prawda? Hm... a może to nie zobojętnienie, lecz zwyczajne zamyślenie? Nie byłem do końca pewien tego, ale nieważne. Słuchałem go dalej.
- Poznałem dziewczynę. Dzisiaj zresztą przyjdzie do nas. Jest ładna i w ogóle... ale...
- Ale...?
Dopytałem, kiedy Liam przerzucił swój wzrok na mnie. Na krótką chwilę mogłem się cieszyć jego oczyma, które zaraz skupiły się na ziemi.
- Ale... sam nie wiem. Kiedy jest w pobliżu, nie potrafię się jakoś powstrzymać, by jej dogryźć. Nie umiem i już. To nie jest normalne, co do niej czuję. Ani to nie jest coś, co znam...
- Dzisiaj przyjdzie, tak?
Chłopak kiwnął głową, kierując swój wzrok ponownie w kierunku moich oczu. W jego ślepiach widać było nadzieję, ale... ja nie wiem, jak miałbym mu pomóc? Przecież nawet nie znam tej dziewczyny, nie wiem czym sobie na to zasłużyła. Poza tym, czy powinienem mieszać się w tą sprawę? Wiem, jestem przyjacielem Liama, ale przecież to dotyczy tylko jego i jej, więc to oni najlepiej wiedzą, co ich łączy, a co dzieli, czyż nie?
- Liam, tylko, że ja nie wiem, czy będę w stanie ci jakoś pomóc.
- Nie musisz. Potrzebowałem tylko się tym z tobą podzielić. Jakoś to rozgryzę... może...
Westchnął, biorąc głęboki oddech. I jakoś w tej chwili, odechciało mi się rozmawiać o mnie. Jego problem był ważniejszy niż ja. Tak to już jest, jeśli z kimś łączy nas ogromna, silna więź. Wtedy nasze „ja" zwyczajnie odchodzi na dalszy plan, a na czoło wysuwa się „ty".
- Matty... ale mam prośbę.
- Hm?
Mruknąłem w odpowiedzi. Chłopak robił to, co kilka minut temu... oglądał fale, które tego wietrznego dnia, były wyjątkowo piękne. Coraz bardziej było mi przykro, wystarczyło tylko spojrzeć na Liama, by zobaczyć dręczonego jakimiś, niezrozumiałymi dla nikogo, myślami człowieka.
- Nie mów nic chłopakom.
Przytaknąłem, czując jego strach przed staniem się pośmiewiskiem dla kogokolwiek. Mijały kolejne minuty, a my wciąż wpatrywaliśmy się w ciszy w fale tworzące się na powierzchni rzeki. Z zewnątrz panował spokój, ale w naszych wnętrzach był chaos. Liam walczył sam ze sobą, próbując dowiedzieć się, co czuje do tej nieznanej mi dziewczyny, a ja zbierałem wszystkie myśli do kupy, chcąc w odpowiednim momencie spytać się chłopaka o parę rzeczy... Jednak kiedy chciałem to zrobić, coś zaczęło wydawać dźwięki, podobne jak te...
- Halo? Cholera, zapomniałbym. Jasne, już wracamy. Matty, musimy wracać. Zaraz ona przyjdzie...
Bez słowa ruszyłem za szatynem, który szybkim tempem zmierzał do domu. Moje pytania o jego przeszłość znów musiały zaczekać na odpowiedzi. Będąc po może mniej niż dziesięciu minutach pod domem, przypomniałem sobie o jakże ważnej rzeczy. Czemu Liam nie powiedział mi, jak ona się nazywa? Przecież ją zna, to...
- Liam, idioto. Prawie byście się spóźnili.
Gdy Harry to powiedział, do drzwi ktoś zapukał. Ledwo zdążyliśmy z szatynem ściągnąć buty i kurtki, a już wyczuwało się słodki zapach kobiecych perfum pochodzący od osoby stojącej tuż za nami. Odwróciłem się, za to Liam jak gdyby nigdy nic, tylko się na sekundę obejrzał, zmierzył chłodno wzrokiem dziewczynę i zajął miejsce na kanapie w salonie. Ona również odpowiedziała mu zimnym spojrzeniem, nie okazując ani trochę sympatii w jego kierunku. Cóż... nie każdy przecież musi się lubić, prawda?
- Heeej, chodź, zaczynamy.
Odparł Harry na powitanie, przez co brunetka się uśmiechnęła, ale tylko na moment. Jej wzrok chwilowo przerzucił się w moją stronę, a kąciki ust delikatnie się uniosły, po czym zajęła się ściąganiem białych adidasów. Gdy tylko ułożyła je równo na podłodze, Harry podszedł do niej i wskazując na mą osobę, rzekł.
- To tak... Matthew, Isabela, Isabela, Matthew.
- Hej.
Przywitała się, ukazując swoje piękne, białe uzębienie. Podała mi rękę, którą po chwili uścisnąłem, uśmiechając się przyjaźnie. Jednak w tej samej chwili, coś mi przyszło do głowy i nie zamierzało tak łatwo wyjść. Co to było? Jej imię. Podczas gdy dziewczyna wraz z Harrym zajmowała miejsce w salonie, ja poszedłem się napić wody. Wyjąłem z szafki szklankę, w której kilka sekund później znalazła się bezbarwna ciecz. Wziąłem do ręki szkło i zwracając się w kierunku wielkiego ekranu w salonie, zanurzyłem usta w zawartości. Film się zaczął, tak samo jak moje myśli zaczęły szaleć. Widziałem dwójkę ludzi, którzy z niewiadomych mi przyczyn za sobą nie przepadali. Chłopak siedział po prawej stronie, a ona po lewej, byle jak najdalej od niego. Dziwiło mnie jednak to, że on nie potrafił skupić się na oglądaniu seansu, tylko musiał mierzyć ją wzrokiem, jakby chciał jej coś zrobić. Isabela... wciąż to imię obijało się echem w mojej głowie. Przecież dziewczynę o tym imieniu znałem w dzieciństwie i to ona była moją przyjaciółką. Ale czy naprawdę los by chciał, abym odzyskał kolejny świat? Zresztą, może to nie jest ona. Mimo tych łudząco podobnych oczu, takiego samego, pięknego uśmiechu... nie... to nie może być ona. To na pewno nie ona... A może? Wziąwszy ostatni łyk wody, odstawiłem szklankę do zlewu i zająłem miejsce w salonie, gdzieś po środku obu światów. Jej i jego...
Obiecałem i jest... nowa tudzież stara postać.
(o tym przekonacie się w przyszłych częściach)
A teraz... pozostaje mi się z Wami pożegnać
na miesiąc czasu, podczas którego będę
zbierać siły do pisania, zwiedzając i pracując we Włoszech...
Życzcie mi powodzenia!
Do nexta w listopadzie! :) /Liam
Ech, teraz trzeba czekać miesiąc... No wiesz co... ;--; Dobra część, weny i pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńBart
Możesz mnie ukatrupić, pozwalam :3
OdpowiedzUsuńTak bardzo, bardzo przepraszam, że nie komentowałam, ale jestem jednym wielkim roztrzepańcem..
Obiecuję się poprawić :3
Ciekawa jestem jak dalej potoczy się historia z Isabelą :D
Weny życzę i powodzenia we Włoszech