„Byłem zawsze przy Tobie, nawet o tym nie wiesz..."
- I nie przepraszaj za to, co zrobiłeś, Matty.
Jego twarz rozpromieniała uśmiechem ukazującym radość panującą w jego wnętrzu. A ja... nawet nie wiedziałem kiedy, znalazłem się w ramionach chłopaka. Ściskał moje ciało tak mocno, że zaczynało mi powoli brakować powietrza do oddychania.
- Liam, ale lżej.
Zaśmiałem się, czując wielką ulgę. Nie tylko z powodu możliwości zaczerpnięcia powietrza, ale również dlatego, że w końcu zrzuciłem z siebie to ciężkie brzemię odbierające całą chęć do życia. Pozbyłem się go i teraz mam nadzieję, że nigdy do mnie nie wróci.
- Ops, przepraszam.
Głos chłopaka nareszcie nabrał tego koloru, za którym tak cholernie tęskniłem. To był ten sam Liam co kiedyś, udało mi się go odzyskać. Odzyskałem swojego najlepszego przyjaciela! Słyszycie to ludzie? Ja, Matthew Smith, największy wrak człowieka, pokazałem światu na co mnie stać. We wnętrzu krzyczałem ze szczęścia, bo w końcu dotarło do mnie, że właśnie obejmuję swój cały świat. Oczywiście nie był to jedyny, ponieważ istniały jeszcze cztery inne, ale ten był największy. W tej chwili, był tylko i wyłącznie mój.
- Matty, ale nie opuścisz mnie już nigdy więcej, prawda?
Cała radość nieco przygasła, kiedy usłyszałem załamujący się głos Liama. Czułem jego strach. Bał się tego, że mnie straci.
- Nigdy, przenigdy, za żadne skarby, nie.
Odpowiedziałem, nie musząc nawet poświęcać sekundy na namysł. Odpowiedź ta była oczywista.
- Wiesz co?
Oderwałem się od chłopaka, spoglądając prosto w jego przepełnione szczęściem brązowe oczy. Na zdjęciach były zwykłe, niczym się nie wyróżniały, ale teraz... były wyjątkowe i te same co przed laty.
- Torby zaniesiemy do domu, a potem pójdziemy na spacer, co ty na to?
Przytaknąłem, wziąłem torbę i ruszyłem za chłopkiem z powrotem do białego budynku. W holu zostawiłem swoje rzeczy, po czym poszliśmy do parku. Poczułem się zupełnie tak, jakbym miał jakieś dziewięć lat. Wtedy park miał dla mnie ogromne znaczenie. To był swego rodzaju teraźniejszy telefon. Londyńskie drzewa mieniły się różnymi odcieniami żółci, pomarańczy i czerwieni, tworząc wyjątkowy obraz. Niemalże były takie same jak te z Wolverhampton, ale nic nie mogło zastąpić tamtejszego widoku. Ale teraz nadeszła pora na zakończenie pewnych spraw. A do nich, między innymi zaliczało się to nagłe urwanie kontaktu z Liamem...
- Więc... przykro mi Matt. Ja nie wiedziałem... cholera, jestem...
- Przeszłość to przeszłość, prawda?
Odparłem, przerywając szatynowi w dokończeniu swojej wypowiedzi.
- Jasne. Wracamy do domu? Nie żeby coś, ale...
- Spaaaać.
Dokończyłem za niego, po czym ruszyliśmy do domu. Ale... przecież ja nie mam domu. Uświadamiając to sobie, zwolniłem tempo swojego chodu.
- Coś się stało?
- Nie mam domu przecież.
- Masz, ale o tym nie wiesz. Jeśli dobrze pamiętam, to mamy wolny pokój, taki na wypadek, jakby coś. Dopóki z nami nie zwariujesz, jest twój.
Wypuściłem głośno powietrze z płuc, wiedząc już, że mam miejsce do snu. Czułem jak ciało błaga o odpoczynek. Długo nie musiało czekać. Po paru minutach byliśmy na miejscu. Liam pokazał mi pokój, który miał być mój na pewien okres. Nie był za duży, ani za mały, był raczej w sam raz. Białe ściany z prawej i lewej strony, były połączone przez ogromne okna na przeciwko mnie, które tworzyły trzecią ścianę, dzięki której widok na świat był najlepszy.
- Łazienkę masz tu, a kuchnię chyba już podczas imprezy widziałeś. Także, dobrej nocy Matty.
Liam uśmiechnął się na pożegnanie i po chwili zniknął za drzwiami swojego pokoju. Cóż... rozpakowałem mniej więcej swoje rzeczy, które w tej chwili były mi niezbędne, poszedłem do łazienki, by tam szybko umyć zęby i w końcu znalazłem się w upragnionym łóżku. Okryłem się szczelnie kołdrą, po czym momentalnie zasnąłem, nie mając nawet sił, aby rozmyślać o dzisiejszym dniu.
- Nigdy, przenigdy, za żadne skarby, nie.
Odpowiedziałem, nie musząc nawet poświęcać sekundy na namysł. Odpowiedź ta była oczywista.
- Wiesz co?
Oderwałem się od chłopaka, spoglądając prosto w jego przepełnione szczęściem brązowe oczy. Na zdjęciach były zwykłe, niczym się nie wyróżniały, ale teraz... były wyjątkowe i te same co przed laty.
- Torby zaniesiemy do domu, a potem pójdziemy na spacer, co ty na to?
Przytaknąłem, wziąłem torbę i ruszyłem za chłopkiem z powrotem do białego budynku. W holu zostawiłem swoje rzeczy, po czym poszliśmy do parku. Poczułem się zupełnie tak, jakbym miał jakieś dziewięć lat. Wtedy park miał dla mnie ogromne znaczenie. To był swego rodzaju teraźniejszy telefon. Londyńskie drzewa mieniły się różnymi odcieniami żółci, pomarańczy i czerwieni, tworząc wyjątkowy obraz. Niemalże były takie same jak te z Wolverhampton, ale nic nie mogło zastąpić tamtejszego widoku. Ale teraz nadeszła pora na zakończenie pewnych spraw. A do nich, między innymi zaliczało się to nagłe urwanie kontaktu z Liamem...
- Więc... przykro mi Matt. Ja nie wiedziałem... cholera, jestem...
- Przeszłość to przeszłość, prawda?
Odparłem, przerywając szatynowi w dokończeniu swojej wypowiedzi.
- Jasne. Wracamy do domu? Nie żeby coś, ale...
- Spaaaać.
Dokończyłem za niego, po czym ruszyliśmy do domu. Ale... przecież ja nie mam domu. Uświadamiając to sobie, zwolniłem tempo swojego chodu.
- Coś się stało?
- Nie mam domu przecież.
- Masz, ale o tym nie wiesz. Jeśli dobrze pamiętam, to mamy wolny pokój, taki na wypadek, jakby coś. Dopóki z nami nie zwariujesz, jest twój.
Wypuściłem głośno powietrze z płuc, wiedząc już, że mam miejsce do snu. Czułem jak ciało błaga o odpoczynek. Długo nie musiało czekać. Po paru minutach byliśmy na miejscu. Liam pokazał mi pokój, który miał być mój na pewien okres. Nie był za duży, ani za mały, był raczej w sam raz. Białe ściany z prawej i lewej strony, były połączone przez ogromne okna na przeciwko mnie, które tworzyły trzecią ścianę, dzięki której widok na świat był najlepszy.
- Łazienkę masz tu, a kuchnię chyba już podczas imprezy widziałeś. Także, dobrej nocy Matty.
Liam uśmiechnął się na pożegnanie i po chwili zniknął za drzwiami swojego pokoju. Cóż... rozpakowałem mniej więcej swoje rzeczy, które w tej chwili były mi niezbędne, poszedłem do łazienki, by tam szybko umyć zęby i w końcu znalazłem się w upragnionym łóżku. Okryłem się szczelnie kołdrą, po czym momentalnie zasnąłem, nie mając nawet sił, aby rozmyślać o dzisiejszym dniu.
*Następny dzień*
Kiedy tylko wstałem, słyszałem już głosy chłopaków z dołu, a raczej ich śmiechy docierały do moich uszu. Zwlokłem się z łóżka, sprawdzając po chwili godzinę na telefonie. Kilka minut po trzynastej. Było już dość późno jak dla mnie. Zresztą... nigdy nie spałem do tak późnej pory. No... chyba, że miałbym sięgnąć pamięcią do tych czasów, gdzie żeby wstać z łóżka, potrzebowałem jakiegoś cudownego powodu, bo inaczej moje ciało wraz z duszą mówiły stanowcze nie, próbując przy tym powiedzieć mi, że to wszystko nie ma najmniejszego sensu. Ale... przeszłość to przeszłość, tak sam przecież mówiłem wczoraj. Od tamtego momentu miałem zakończyć poprzedni rozdział życia, a teraz rozpocząć nowy, lepszy. Po szybkim porannym prysznicu, przebrałem się w niebieski t-shirt z białym napisem składającym się z dwóch liter - N i Y - dodatkowo zakładając jasne jeansy wraz z białymi skarpetkami. Teraz należałoby zejść na dół. Tak, tak należy zrobić. Powtarzałem sobie, stojąc przed schodami. Jednak gdzieś ten strach przed ludźmi został i niestety czasem skutecznie mnie paraliżował. Ale nie tym razem.
- Oh, Matty. Hejka, bracie.
Uśmiechnął się Liam, pokonując szybko stopnie. Gdy był już na piętrze, przywitał się szybkim uściskiem i poszedł do swojego pokoju. Hm... powinienem chyba właśnie zejść na dół, prawda? Przecież tam są... tylko... ci... nieznajomi. Gdzie moja pewność siebie? Gdzie moja odwaga? Uwaga, pilnie poszukiwana odwaga wraz pewnością siebie. Widział ktoś je? Potrzebuję je na wczoraj. Halo?! Ugh... no tak, jakbym mógł zapomnieć. Przecież ich nie ma. Jak zwykle strach uwięził je głęboko tam, gdzie nie mam wstępu. Sam zajął ich miejsce, a teraz...
- Matt? Wszystko gra?
Liamie, właśnie przerwałeś moją wewnętrzną konwersację. Ale... dobrze, że przyszedłeś. Podniosłem tylko kąciki ust, próbując ukryć to, jaką jestem ofiarą losu.
- Hej, przecież wyczuję na kilometr to, że coś cię gryzie.
Przybliżył się, stając na przeciwko mnie. Chwycił mnie za barki, mając przy tym wyprostowane ręce. Spoglądał swoimi brązowymi oczyma w moje. Nie wiedziałem, czy był świadom tego, jak to na mnie działa.
- Nie powiedziałem ci tego wczoraj, bo nie było w sumie na to czasu.
Widziałem, że Liam słucha i wyczekuje tylko kontynuacji wypowiedzi. Tak też zrobiłem po kilkusekundowej przerwie na wzięcie głębszego oddechu.
- Mówiłem ci, że miałem ze sobą problemy, nie?
Chłopak kiwnął głową, puszczając moje barki.
- Kiedy się wyprowadziłem było tylko gorzej. Alkohol i moja wewnętrzna pustka połączona z ogromną tęsknotą były zabójcze i to dosłownie. Nawet chciałem się zabić.
Spokój z jakim to mówiłem o dziwo nie był przykrywką burzy emocji w środku. Nawet byłem spokojny, zupełnie jakby mnie to nie dotyczyło.
- Ale najważniejsze jest to, że ja przez naszą rozłąkę straciłem pewność siebie i zupełnie pogubiłem się w życiu. Dlatego mam problem z pójściem chociażby na dół i powiedzeniem zwykłego cześć do chłopaków. Zresztą... ja...
- Oh, Matty. Hejka, bracie.
Uśmiechnął się Liam, pokonując szybko stopnie. Gdy był już na piętrze, przywitał się szybkim uściskiem i poszedł do swojego pokoju. Hm... powinienem chyba właśnie zejść na dół, prawda? Przecież tam są... tylko... ci... nieznajomi. Gdzie moja pewność siebie? Gdzie moja odwaga? Uwaga, pilnie poszukiwana odwaga wraz pewnością siebie. Widział ktoś je? Potrzebuję je na wczoraj. Halo?! Ugh... no tak, jakbym mógł zapomnieć. Przecież ich nie ma. Jak zwykle strach uwięził je głęboko tam, gdzie nie mam wstępu. Sam zajął ich miejsce, a teraz...
- Matt? Wszystko gra?
Liamie, właśnie przerwałeś moją wewnętrzną konwersację. Ale... dobrze, że przyszedłeś. Podniosłem tylko kąciki ust, próbując ukryć to, jaką jestem ofiarą losu.
- Hej, przecież wyczuję na kilometr to, że coś cię gryzie.
Przybliżył się, stając na przeciwko mnie. Chwycił mnie za barki, mając przy tym wyprostowane ręce. Spoglądał swoimi brązowymi oczyma w moje. Nie wiedziałem, czy był świadom tego, jak to na mnie działa.
- Nie powiedziałem ci tego wczoraj, bo nie było w sumie na to czasu.
Widziałem, że Liam słucha i wyczekuje tylko kontynuacji wypowiedzi. Tak też zrobiłem po kilkusekundowej przerwie na wzięcie głębszego oddechu.
- Mówiłem ci, że miałem ze sobą problemy, nie?
Chłopak kiwnął głową, puszczając moje barki.
- Kiedy się wyprowadziłem było tylko gorzej. Alkohol i moja wewnętrzna pustka połączona z ogromną tęsknotą były zabójcze i to dosłownie. Nawet chciałem się zabić.
Spokój z jakim to mówiłem o dziwo nie był przykrywką burzy emocji w środku. Nawet byłem spokojny, zupełnie jakby mnie to nie dotyczyło.
- Ale najważniejsze jest to, że ja przez naszą rozłąkę straciłem pewność siebie i zupełnie pogubiłem się w życiu. Dlatego mam problem z pójściem chociażby na dół i powiedzeniem zwykłego cześć do chłopaków. Zresztą... ja...
Wiem, część miała być jakiś tydzień temu, ale jestem za bardzo zabiegany w szkole (przygotowania do wyjazdu w październiku i wracanie do domu o 18/19 to za dużo...), dlatego dopiero teraz ją publikuję. Cóż... nie będę się rozpisywał o sobie, bo po co.
Najważniejsze jest to, że w następnej części otrzymacie niezłą niespodziankę w postaci dokończenia wypowiedzi Matta, która będzie... hm... zdradzać Wam? Mogę powiedzieć tylko tyle, że będziecie zaskoczeni tym. :)
Komentujcie i polecajcie bloga innym!
Do nexta! /Liam
No, już myślałem, że jeszcze bardziej będziesz przeciągał ujawnienie się Matta :D Teraz musimy czekać na dokończenie zdania... Lubisz nas trzymać w niepewności, prawda? :D Czekam i życzę weny.
OdpowiedzUsuńBart