Isabela... wciąż to imię obijało się echem w mojej głowie. Przecież dziewczynę o tym imieniu znałem w dzieciństwie i to ona była moją przyjaciółką. Ale czy naprawdę los by chciał, abym odzyskał kolejny świat? Zresztą, może to nie jest ona. Mimo tych łudząco podobnych oczu, takiego samego, pięknego uśmiechu... nie... to nie może być ona. To na pewno nie ona... A może? Wziąwszy ostatni łyk wody, odstawiłem szklankę do zlewu i zająłem miejsce w salonie, gdzieś po środku obu światów. Jej i jego...
On kolejny raz skupiał się na uprzykrzaniu życia niewinnej istocie pochodzącej z Wenus. Nie potrafił wytłumaczyć dlaczego to robi, ale właśnie to sprawiało mu w tej chwili przyjemność. Mimo tego czuł coś, czego nazwać nie potrafił. A ona? Ta dziewczyna dzielnie walczyła z chłopakiem, pomimo bólu jaki jej sprawiał. Ale jednak wszystko ma swoje granice, prawda? Ona też ją posiadała. Z zewnątrz twarda, ale wewnątrz niej skrywała się pewna tajemnica, która nigdy nie ujrzała światła dziennego. To sprawiało, że ta granica była bardzo krucha. Stała nad pewną przepaścią. Czuła, że niedługo może w nią spaść, a to za sprawą jednej osoby, a raczej słów wypowiedzianych z jej ust. Każde z nich, które opuściło wargi chłopaka, było sztyletem wymierzonym prosto w jej delikatne serce.
***
Czy ja mówiłem coś o dwóch różnych światach? Racja, to były zdecydowanie dwa najróżniejsze światy jakie mogły istnieć na naszej planecie. Przed chwilą widziałem chłopaka, który najchętniej wyszedłby z pokoju, byleby być jak najdalej od niej, ale teraz... nagle wstał i podszedł do brunetki, po czym szepnął jej coś do ucha. Oczywiście jedyną niezmienioną rzeczą był wyraz twarzy dziewczyny. Zaciśnięte z całych sił zęby i wzrok skupiony na jednym punkcie. Walczyła sama ze sobą, nie z nim. Jako że Zayn na chwilę wyszedł z salonu, ja postanowiłem się przesiąść na jego miejsce, tuż obok. Dzięki temu mogłem przysłuchać się rozmowie pary.
- Ciekawe jak bardzo musisz być brzydka, skoro żaden facet na ulicy się za tobą nie ogląda.
Odparł Liam, przybierając pozę myśliciela. Właśnie doszło do mnie, co tu się wyprawia. Tak w ogóle... czy ktoś przypadkiem dzisiaj nie mówił mi o tym, że ta dziewczyna jest ładna? Ugh... albo to ja wariuję albo ten osobnik już zapomniał, co powiedział.
- Isabela... nawet to imię jest okropne.
- Zamknij się Liam!
Odpowiedziała mu brunetka, odwracając się w kierunku chłopaka.
- Złość piękności szkodzi, tak słyszałem. Ech... szkoda, że tu już bardziej nie zaszkodzi.
Dziewczyna przez dobre parę sekund wpatrywała się w jego oczy, zaciskając przy tym zęby wraz z pięściami. Jej klatka piersiowa unosiła się i opadała bardzo szybko. Po chwili spojrzała w kierunku jej przyjaciela siedzącego kilkadziesiąt centymetrów od niej i spytała.
- Harry, macie jakiś sok do picia?
- Jasne, już ci przynoszę.
Odpowiedział lokaty, minimalnie się podnosząc z sofy z zamiarem wstania na równe nogi.
- Nie chcę ci przeszkadzać, sama się obsłużę.
Odparła, unosząc delikatnie kąciki ust. Na odchodne posłała Liamowi chłodne spojrzenie, po czym ruszyła do kuchni. Chłopak zajął jej miejsce, a w tym samym czasie, Zayn wrócił i usiadł koło mnie, uśmiechając się tylko, gdy zobaczył, że go podsiadłem. Przez krótką chwilę mogłem przerzucić swoją uwagę na film, który wciąż wyświetlał się na ekranie. Ale już po niespełna minucie znów skupiłem się na Liamie i jego dziwnym zachowaniu. Tym razem postanowił pójść do Isabeli, która spokojnie piła sok w kuchni. Nie odwracałem się za nim, ale wyczuliłem słuch na jego głos zupełnie jakbym włączył swego rodzaju radar.
- Za tydzień, w sobotę jest impreza. Wstęp tylko z partnerami.
Zaczął, robiąc kilkusekundową pauzę na wzięcie oddechu.
- Ups... tu masz problem, bo raczej nikt cię nie zechce. Ale spytać i tak muszę, idziesz brzydulo?
- Tak Liam, idę.
Chwilowa cisza jaka zapanowała w kuchni oznaczała jedno. Czyżby Liam właśnie został zgaszony?
- Powodzenia w czarowaniu, bo tylko to ci może pomóc.
- Idź lepiej do swojej Sophii, bo pewnie już umiera z tęsknoty za swoim pantoflem.
Na chwilę się uśmiechnąłem, słysząc odpowiedzieć Isy, jednak wciąż ich słuchałem. Chociaż?! Zaraz, zaraz... kim jest Sophia? Dlaczego Liam mi o niej nie mówił?
- Ona przynajmniej jest ładną kobietą, nie jak ty. Brzydka i do tego nudna jak cholera. Nikt cię nie zechce, nawet na jeden dzień.
- Wiesz co Liam? Pieprz się.
Nagle rozległ się dźwięk plusku wody za moimi plecami. Obejrzałem się za siebie, a wtedy ujrzałem Liama oblanego sokiem, a obok niego Isabelę, która właśnie brała nogi za pas. Podczas gdy on próbował choć trochę się osuszyć, ona czym prędzej popędziła do przedpokoju, gdzie szybko się ubrała i z trzaskiem drzwi opuściła dom. Czy moje oczy widziały na pewno to, co tu się właśnie wydarzyło? Wtedy doszło do mnie, że Isa wyszła stąd zapłakana, a więc...
- Chłopaki, idę się przejść jakby co.
Odparłem i czym prędzej ruszyłem do holu, by tam ubrać buty i kurtkę. Nie sprawdzając, czy moja wiadomość doszła do adresatów, wyszedłem z budynku w poszukiwaniu dziewczyny. Spojrzałem w prawo, potem w lewo. Bingo, jest tam! Biegiem ruszyłem za nią. Z każdą upływającą sekundą byłem coraz bliżej celu. Gdy dzieliło nas może dziesięć metrów, zacząłem krzyczeć jej imię. Jednak ona w tym momencie jeszcze bardziej przyspieszyła. Spróbowałem drugi raz, ale tym razem byłem bliżej Isabeli. Dość blisko, by w razie potrzeby chwycić ją za ramię i zastopować jej ucieczkę.
- Isa!
Wołanie nie skutkowało, dlatego musiałem zrobić to siłą. Tak jak planowałem, chwyciłem ją za prawe ramię i odwróciłem ją do siebie. Dziewczyna będąc w szoku, nawet nie spojrzała na osobę przed sobą, tylko zaczęła mnie bić w klatkę piersiową, krzycząc.
- Liam, puszczaj! Mam cię dość! Idź stąd!
Z jej zamkniętych oczu wciąż wypływały łzy, a ja po cichu wykonywałem swoją ratunkową misję. Objąłem ją i przytuliłem. Cały czas czułem jej uderzenia o mój tors, ale z każdą sekundą były słabsze, tak samo jak jej opór.
- Spokojnie, Isa.
Szepnąłem, na co dziewczyna otworzyła oczy i spojrzała na mnie.
- Matt?
Odparła cichutkim głosikiem, który wskazywał na to, że była mocno zdziwiona, ale i zawstydzona. Jej poliki na chwilę się zarumieniły, a na twarzy pojawił się malutki uśmiech.
- Głupio mi teraz...
- Nic się nie stało. Pójdziemy do parku?
Spytałem, na co brunetka delikatnie kiwnęła głową, zgadzając się z moją propozycją. Park był całkiem niedaleko, dlatego już po paru minutach byliśmy na miejscu. Przez całą drogę trzymałem dziewczynę blisko siebie, czując jej potrzebę bliskości. Cóż... jakoś tak od zawsze miałem słabość do ludzi, którym było źle. Powodów mojego zachowania jest wiele, ale jeden najważniejszy. Zwyczajnie wiem, co to pustka i chcę ratować innych przed tym wyniszczającym uczuciem. Ale wracając do Isy... musiałem się w tej chwili dowiedzieć, czy jest ona moim zaginionym światem, który po powrocie do Polski gdzieś przepadł, nie dając o sobie żadnego znaku życia. Usiedliśmy na ławce, jednej spośród wielu innych, by właśnie zaraz zacząć rozmowę, której ja potrzebowałem pilnie.
- Wiem, że to może nie najlepszy moment...
Zacząłem, a widząc reakcję dziewczyny, kontynuowałem.
- ...ale muszę to wiedzieć. Chodziłaś może do podstawówki w Wolverhampton?
Brunetka...
Odparł Liam, przybierając pozę myśliciela. Właśnie doszło do mnie, co tu się wyprawia. Tak w ogóle... czy ktoś przypadkiem dzisiaj nie mówił mi o tym, że ta dziewczyna jest ładna? Ugh... albo to ja wariuję albo ten osobnik już zapomniał, co powiedział.
- Isabela... nawet to imię jest okropne.
- Zamknij się Liam!
Odpowiedziała mu brunetka, odwracając się w kierunku chłopaka.
- Złość piękności szkodzi, tak słyszałem. Ech... szkoda, że tu już bardziej nie zaszkodzi.
Dziewczyna przez dobre parę sekund wpatrywała się w jego oczy, zaciskając przy tym zęby wraz z pięściami. Jej klatka piersiowa unosiła się i opadała bardzo szybko. Po chwili spojrzała w kierunku jej przyjaciela siedzącego kilkadziesiąt centymetrów od niej i spytała.
- Harry, macie jakiś sok do picia?
- Jasne, już ci przynoszę.
Odpowiedział lokaty, minimalnie się podnosząc z sofy z zamiarem wstania na równe nogi.
- Nie chcę ci przeszkadzać, sama się obsłużę.
Odparła, unosząc delikatnie kąciki ust. Na odchodne posłała Liamowi chłodne spojrzenie, po czym ruszyła do kuchni. Chłopak zajął jej miejsce, a w tym samym czasie, Zayn wrócił i usiadł koło mnie, uśmiechając się tylko, gdy zobaczył, że go podsiadłem. Przez krótką chwilę mogłem przerzucić swoją uwagę na film, który wciąż wyświetlał się na ekranie. Ale już po niespełna minucie znów skupiłem się na Liamie i jego dziwnym zachowaniu. Tym razem postanowił pójść do Isabeli, która spokojnie piła sok w kuchni. Nie odwracałem się za nim, ale wyczuliłem słuch na jego głos zupełnie jakbym włączył swego rodzaju radar.
- Za tydzień, w sobotę jest impreza. Wstęp tylko z partnerami.
Zaczął, robiąc kilkusekundową pauzę na wzięcie oddechu.
- Ups... tu masz problem, bo raczej nikt cię nie zechce. Ale spytać i tak muszę, idziesz brzydulo?
- Tak Liam, idę.
Chwilowa cisza jaka zapanowała w kuchni oznaczała jedno. Czyżby Liam właśnie został zgaszony?
- Powodzenia w czarowaniu, bo tylko to ci może pomóc.
- Idź lepiej do swojej Sophii, bo pewnie już umiera z tęsknoty za swoim pantoflem.
Na chwilę się uśmiechnąłem, słysząc odpowiedzieć Isy, jednak wciąż ich słuchałem. Chociaż?! Zaraz, zaraz... kim jest Sophia? Dlaczego Liam mi o niej nie mówił?
- Ona przynajmniej jest ładną kobietą, nie jak ty. Brzydka i do tego nudna jak cholera. Nikt cię nie zechce, nawet na jeden dzień.
- Wiesz co Liam? Pieprz się.
Nagle rozległ się dźwięk plusku wody za moimi plecami. Obejrzałem się za siebie, a wtedy ujrzałem Liama oblanego sokiem, a obok niego Isabelę, która właśnie brała nogi za pas. Podczas gdy on próbował choć trochę się osuszyć, ona czym prędzej popędziła do przedpokoju, gdzie szybko się ubrała i z trzaskiem drzwi opuściła dom. Czy moje oczy widziały na pewno to, co tu się właśnie wydarzyło? Wtedy doszło do mnie, że Isa wyszła stąd zapłakana, a więc...
- Chłopaki, idę się przejść jakby co.
Odparłem i czym prędzej ruszyłem do holu, by tam ubrać buty i kurtkę. Nie sprawdzając, czy moja wiadomość doszła do adresatów, wyszedłem z budynku w poszukiwaniu dziewczyny. Spojrzałem w prawo, potem w lewo. Bingo, jest tam! Biegiem ruszyłem za nią. Z każdą upływającą sekundą byłem coraz bliżej celu. Gdy dzieliło nas może dziesięć metrów, zacząłem krzyczeć jej imię. Jednak ona w tym momencie jeszcze bardziej przyspieszyła. Spróbowałem drugi raz, ale tym razem byłem bliżej Isabeli. Dość blisko, by w razie potrzeby chwycić ją za ramię i zastopować jej ucieczkę.
- Isa!
Wołanie nie skutkowało, dlatego musiałem zrobić to siłą. Tak jak planowałem, chwyciłem ją za prawe ramię i odwróciłem ją do siebie. Dziewczyna będąc w szoku, nawet nie spojrzała na osobę przed sobą, tylko zaczęła mnie bić w klatkę piersiową, krzycząc.
- Liam, puszczaj! Mam cię dość! Idź stąd!
Z jej zamkniętych oczu wciąż wypływały łzy, a ja po cichu wykonywałem swoją ratunkową misję. Objąłem ją i przytuliłem. Cały czas czułem jej uderzenia o mój tors, ale z każdą sekundą były słabsze, tak samo jak jej opór.
- Spokojnie, Isa.
Szepnąłem, na co dziewczyna otworzyła oczy i spojrzała na mnie.
- Matt?
Odparła cichutkim głosikiem, który wskazywał na to, że była mocno zdziwiona, ale i zawstydzona. Jej poliki na chwilę się zarumieniły, a na twarzy pojawił się malutki uśmiech.
- Głupio mi teraz...
- Nic się nie stało. Pójdziemy do parku?
Spytałem, na co brunetka delikatnie kiwnęła głową, zgadzając się z moją propozycją. Park był całkiem niedaleko, dlatego już po paru minutach byliśmy na miejscu. Przez całą drogę trzymałem dziewczynę blisko siebie, czując jej potrzebę bliskości. Cóż... jakoś tak od zawsze miałem słabość do ludzi, którym było źle. Powodów mojego zachowania jest wiele, ale jeden najważniejszy. Zwyczajnie wiem, co to pustka i chcę ratować innych przed tym wyniszczającym uczuciem. Ale wracając do Isy... musiałem się w tej chwili dowiedzieć, czy jest ona moim zaginionym światem, który po powrocie do Polski gdzieś przepadł, nie dając o sobie żadnego znaku życia. Usiedliśmy na ławce, jednej spośród wielu innych, by właśnie zaraz zacząć rozmowę, której ja potrzebowałem pilnie.
- Wiem, że to może nie najlepszy moment...
Zacząłem, a widząc reakcję dziewczyny, kontynuowałem.
- ...ale muszę to wiedzieć. Chodziłaś może do podstawówki w Wolverhampton?
Brunetka...
Hej, hej!
Wiem, część wychodzi późno, ale uwierzcie mi, że aby przestawić się z włoskiego trybu życia, na ten tutaj, to trochę trzeba czasu. No cóż... mam nadzieję, że warto było czekać na rozdział
i że zobaczę jakieś komentarze pod nim. :) Next niebawem, ale nie wiem jeszcze kiedy.
Do nexta! /Liam
OMG, chcę kolejną część! To ona prawda? To ona, na pewno. Pan pisze, panie kolego! Czekam.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam