- Wiesz, zawsze chciałam poznać kogoś z One Direction, ale jakoś tak nie miałam okazji. Za to teraz mam. Dzięki.
Zaśmiała się, ruszając z miejsca.
Dziewczyna podczas drogi zadawała sporo pytań, ale chyba pierwszy raz od dawien dawna, to mnie nie denerwowało. Najdziwniejsze było w tym wszystkim to, że bariera chroniąca mą osobę przed ludźmi jakby zanikła. Już po paru minutach od rozpoczęcia podróży, czułem się przy dziewczynie dość swobodnie.
- To tutaj.
Odparła, posyłając jeden ze swoich pięknych uśmiechów.
- Dzięki. Nawet nie wiesz, jak bardzo ratujesz mi życie.
Szatynka schowała uzębienie, ale jej kąciki ust wciąż były uniesione do góry. Patrzyłem się przed siebie i napełniłem płuca powietrzem, czując narastający strach. Ale tak właściwie, czego się boję? Przecież to tutaj ma być dobrze znana mi rodzina Payne'ów. To tutaj...
- To tutaj...
Westchnąłem cicho, nie wiedząc nawet, że jakikolwiek dźwięk uszedł właśnie z moich ust.
- Matt, wszystko w porządku?
Skierowałem wzrok na Emmę, widząc w jej oczach przejęcie. Osoba, którą poznałem może nawet niecałą godzinę temu, martwi się o mnie? Czy to trochę nie dziwne?
Kiwnąłem głową, zamykając przy tym powieki.
- Nie kłam. Gadaj co się dzieje albo cię nie wypuszczę z wozu.
Głos szatynki był na tyle przyjazny dla uszu, że nie potrafiłem się nie uśmiechnąć.
- Co się śmiejesz? Mów... Ej... Bo zaraz ja zacznę.
Odparła, walcząc sam z sobą, żeby tylko przez przypadek się nie zaśmiać. Dzięki niej mój strach zmalał, a ja byłem gotowy na spotkanie z sąsiadami.
- Em...Emma?
- Hm?
- Jeszcze raz wielkie dzięki za podwózkę.
- Nie ma sprawy. Zabierzesz mnie na lody i będziemy kwita. Ach... no właśnie. Zapomniałabym.
Zrobiła przerwę w rozmowie, szukając czegoś zawzięcie w schowku w drzwiach pojazdu. Po chwili intensywnych poszukiwań, wyjęła długopis i karteczkę, na której był zapisany adres rodziny Payne'ów. Napisała coś na niej, po czym dała papier do mojej ręki.
- Tu masz mój numer. Masz się odezwać, bo nie chcę długo czekać na te lody.
- Okej, okej. To ja już... lecę?!
Dziewczyna kiwnęła porozumiewawczo głową. Kiedy wyszedłem z pojazdu i wziąłem się za zabieranie swoich własności z bagażnika, usłyszałem jej głos.
- Do zobaczenia i powodzenia!
- Dziękuję, do zobaczenia.
Zamknąłem tylną klapę pojazdu i z uśmiechem na ustach ruszyłem przed ceglany dom, który mało się różnił od reszty stojącej w pobliżu. A deszcz? Na szczęście przestał padać, więc moje rzeczy spokojnie mogły schnąć.
Teraz... wystarczy zrobić jeden ruch. Tak, jeden ruch i będę już tylko o krok od odzyskania Liama. Jeden ruch... Czemu tak trudno mi go wykonać? Pytałem się siebie w duchu, lecz żadna sensowna odpowiedź nie przychodziła mi do głowy. Na pomoc przyszła Emma. To tylko znajoma, która od godziny pomaga mi w dojściu do celu. Czemu nie odjechała? Ta istota to nie człowiek. To jest anioł!
- Matt! Dasz radę. Trzymam kciuki. Wracam do domu, w razie czego masz telefon. Pa.
Krzyknęła z pojazdu, odjeżdżając po chwili swoim samochodem. Tak, dam radę. Powtarzałem w duchu, biorąc głęboki oddech. Wziąłem się w garść i zapukałem do drzwi. Otworzyła je znajoma osoba. Wreszcie. Chciałem już krzyknąć z radość „pani Karen?!", ale się powstrzymałem. Nie zdradzę siebie. Nie teraz.
- Dobry wieczór, co pana do nas sprowadza?
- Dobry wieczór, ja... mam sprawę do państwa. A właściwie to do Liama.
Zacząłem się zastanawiać, czy nie powiedziałem czegoś nie tak. Sąsiadka w skupieniu mnie słuchała i przyglądała się mojej twarzy. Ups... czyżby już poznała moją tożsamość?
- Kogoś mi pan przypomina, ale do rzeczy. Proszę może wejść do środka, porozmawiamy o tej sprawie.
Przytaknąłem i wszedłem za zgodą do wnętrza domu. Od małego przedpokoju przeszliśmy do jadalni znajdującej się po lewej stronie, a która stanowiła praktycznie nierozłączną część kuchni po prawej stronie. Dzieliło je tylko przejście w głąb domostwa. Usiedliśmy przy stole, by zaraz przejść do kontynuacji rozmowy.
- To co pana tu dokładnie sprowadza?
- Ja chciałem...
Jak powiedzieć, że się kogoś szuka, a przy okazji się nie zdradzić? W obecnym stanie nie potrafiłem niczego wymyślić. Musiałem powiedzieć wprost.
- ...odnaleźć Liama. Przepraszam za najście i...
- Nie ma problemu, panie... - Na chwilę nastała cisza, którą jednak szybko przerwało jedno słowo przyprawiające mnie o dreszcze.
- Matthew? Dobrze mówię?
Zamarłem. Serce uderzało ze zdwojoną siłą, sprawiając, że krew zaczęła wrzeć. Wypuściłem zgromadzone w płucach powietrze i z niedowierzaniem przytaknąłem. Pamięta mnie. Radość wypełniła w tej chwili całe moje wnętrze.
- Matt, ty nawet nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo nam ciebie brakowało.
Kobieta wstała w międzyczasie z krzesła i podeszła mnie przytulić. Gdy tylko wróciła na miejsce, kontynuowała.
- Liam aż... czemu zerwaliście kontakt ze sobą? Przecież tak dobrze się dogadywaliście.
Gdyby była możliwość prostej odpowiedzi... ugh... pora wrócić myśli wstecz!
- To wszystko było przez szkołę. Akurat tego dnia...
Wyznałem całą prawdę, czując nieznaczną ulgę na sercu. W niektórych momentach musiałem przerwać opowiadanie, nie mogłem znieść myśli, które niestety wracały niczym bumerang.
- A co z Liamem?
- Dawał radę, ale było ciężko. W końcu się jakoś otrząsnął i postanowił wziąć udział w talent-show, dzięki któremu teraz ma zespół.
- Słyszałem właśnie...
On ułożył sobie życie, a ja zostałem z kilkoma kawałkami do poskładania w całość, żeby mój byt w końcu zaczął przypominać normalność. No cóż... pozostało mi tylko próbować to zrobić.
- Gdzie on teraz jest?
- W Londynie, mają przerwę. Wiesz co? Może chciałbyś się z nim spotkać, to bym zadzwoniła...
To była nawet kusząca propozycja, ale musiałem odmówić. Po głowie chodził mi lepszy pomysł, z którym wiązało się pewne ryzyko, lecz bez niego, plan nie byłby taki ciekawy.
- Chciałbym do niego pojechać z wizytą, tylko żeby nie wiedział kim jestem.
Przedstawiłem swój pomysł na spotkanie Liama. Wydawało mi się, że tak będzie lepiej. Nie chciałem sprawiać mu kłopotu przyjazdem aż tutaj.
- No dobrze. Czekaj, dam ci adres...
Pani Karen na moment zniknęła za ścianą, a ja zacząłem się zastanawiać jak to będzie. Czy dam sobie radę? Jestem na to gotowy?
- Tu masz adres, a tymczasem może zostaniesz u nas na noc?
- Dziękuję.
Odpowiedziałem, biorąc do ręki małą, zieloną karteczkę z adresem.
- Nie chcę sprawiać kłopotu...
- Ach... przestań Matt. Czuj się jak u siebie. Chodź na górę, pokażę ci pokój.
Chwyciłem za plecak i torbę i ruszyłem za mamą Liama do wolnego pokoju. O nie... Czy mi się wydaje? Tak, to tylko sen, prawda?
- Tutaj był pokój Liama, ale raczej nie będzie miał nic przeciwko, jeśli tu przenocujesz.
Chwilowo odebrało mi mowę. Wziąłem głębszy oddech i podziękowałem starszej pani.
- Dobrej nocy.
- Dobranoc.
Dość szybko uwinąłem się z przygotowaniem do snu, dlatego już po niecałych dwudziestu minutach mogłem w końcu dać odpocząć swojemu ciału. Owinąłem je dokładnie ciepłą kołdrą, po czym ułożyłem głowę na miękkiej poduszce. Tu kiedyś spał Liam. Tu kiedyś... Zmęczenie okazało się być zbawienne. Nie pozwoliło mi dłużej rozmyślać o dzisiejszych wydarzeniach. Gdy tylko zamknąłem oczy, zasnąłem.
***
- Myślę, że w dwie godziny tam dojedziemy.
Odparł tato Liama, biorąc kluczyki swojego samochodu do ręki.
- Gotów?
Spytał, patrząc na mą osobę. Płaszcz założony, buty również, torba i plecak były w dłoniach. Fizycznie byłem gotowy na spotkanie, ale psychicznie... nie. Miałem jeszcze dwie godziny.
Przytaknąłem i wyszliśmy z domu. Pożegnałem się jeszcze z rodziną Payne'ów i odjechaliśmy.
***
- To tutaj. Powodzenia Matthew.
Pan Geoff uśmiechnął się delikatnie, próbując zapewne dodać mi otuchy. Wysiadłem z pojazdu, wziąłem swoje rzeczy i ruszyłem do domu Liama. Było już ciemno, dlatego mogłem tylko wywnioskować z obserwacji tyle, iż był on spory, w głębi po mojej prawicy był basen, a przed budynkiem znajdował się mały w porównaniu do niego, ale zadbany ogródek. Przyglądając się bardziej, zauważyłem w oknie migające, kolorowe światła, które czasem zostawały przysłaniane przez ludzkie ciała poruszające się w rytm muzyki. Czyżbym pomylił domy? Nagle ktoś przemknął przede mną, wchodząc na podwórko. Postanowiłem się przełamać i ruszyć za nim. Po paru metrach stanąłem twarzą w twarz z Liamem. Moje ciało zostało sparaliżowane przez strach, a w głowie panował chaos. Szatyn powitał mnie w drzwiach z uśmiechem na twarzy.
- Hej. Ty na imprezę z tymi torbami?
Dreszcze przeszły po mojej skórze, gdy tylko do uszu dotarł jego głos. Tak dawno go nie słyszałem. Przełknąłem gulę, która wytworzyła się w gardle. W ustach zrobiło mi się sucho, dlatego trudno było mi z siebie wydusić jakikolwiek dźwięk. Otworzyłem lekko wargi i...
I... dalszych losów Matta dowiecie się w następnej części!
Komentujcie cosik, proszę...
Może być nawet kropka, mi wystarczy. ^-^ /Liam
Baardzo, bardzo, bardzo cię przepraszam, że tak długo mnie nie było, ale wykorzystywałam wakacje do końca :D
OdpowiedzUsuńTeraz jednak jestem i to z wielkim bananem na twarzy
Cieszę się, że Matt odważył się znaleźć Liama
Nie mogę się doczekać, jak Liaś zareaguje :D
/Wiki
Spoczko, ja w sumie też wykorzystuję jak się da. :D
UsuńZobaczymy, szczególnie, że Liam nie wie, że to Matt. :)