Muzyka

12.06.2016

Rozdział 9



- Dziewczyny! - Krzyknąłem, doganiając je. Stanęły i odwróciły się.
- Matt... to nie ma sensu... - Blondynka wyglądała na zrezygnowaną.
- Ma sens. Możemy pogadać?
- Matt... - Westchnęła Natalie.
- Nath! Wysłuchaj, a nie znowu to robisz. - Wtrąciła się Isabela, na co twarz blondynki spłonęła czerwienią.
- Co robię, ha? Wiecie co?! Mam was dość...
Jasnowłosa dziewczynka zrobiła szybki obrót na pięcie i biegiem uciekła od nas.
- Ona potrzebuje czasu.
Stwierdziła brunetka, unosząc pocieszająco kąciki swoich ust. Rysy jej twarzy złagodniały, nadając jej spokojnego charakteru.
- Przekażesz jej to, co ci powiem?
- Oczywiście.
Dziewczynka skupiła całą swoją uwagę na mnie, przez co poczułem się lekko skrępowany, ale musiałem dać radę. Dla Liama, dla siebie, dla naszej przyszłości, która ma być wspólna.
- Wy chyba wiecie jaka jest sytuacja z Liamem, nie?
Brunetka kiwnęła twierdząco głową.
- On nie jest taki. Przez to, co doświadcza w szkole jest jaki jest. Boi się was bardziej niż was nie lubi.
Zrobiłem krótką przerwę biorąc ciężki oddech. Serce biło mocno i odbijało się echem w uszach, zagłuszając, na szczęście nieskutecznie, moje myśli. Przeczesałem nerwowo ręką włosy, które nie były zbyt długie, więc mój ruch nie pozostawił żadnego śladu.
- Ja nie chciałbym, żeby ta nasza znajomość się skończyła.
Wyrzuciłem z siebie wszelkie słowa jakie miałem w głowie na obronę. Udało się przekonać? To pozostanie do rozstrzygnięcia przez Natalie, jednak obecna przy mnie Isabela, zdawała się być nieco wzruszona moją przemową, jeśli tak można to nazwać.
- Ja też nie chcę tego skończyć, bo was polubiłam. Nie jesteście jak ci wszyscy w szkole. Wygłupiają się, robiąc psikusy innymi i myślą, że to jest fajne. Wcale nie. A jeśli chodzi o Natalie, to spokojnie, przemówię jej do rozsądku, kiedy się uspokoi. Bo teraz nawet ze mną nie zechce rozmawiać. Taka już jest.
Czułem nadzieję wypływającą z jej truskawkowych ust. Chciała tego samego, więc jest moją sojuszniczką. Tak, muszę trzymać się tej myśli.
- Masz czas?
- Mam.
Odpowiedziałem bez dłuższego, zbędnego namysłu. Postanowiliśmy się przespacerować, wykorzystując wolny czas otrzymany od rodziców.

***

Zbliżała się noc. Mrok już zdołał ogarnąć całe miasto. Anioł upadł. Skrzydła, które podarował kiedyś tajemniczemu chłopcu, nie chciały do niego wrócić. Wypięły się na niego, tak jak on to zrobił na małych dziewczynkach. Mimo dobrych stosunków z własną rodziną, nie opowiedział im o swoim problemie. Brnął dalej przez cierniste zarośla raniące jego duszę. Gdzieś tam jest szczęście, do którego zapewne dąży. Ktoś tak mógłby powiedzieć, ale to nie jest do końca prawda. Nie widział końca swojej drogi ani światełka nadziei. Mimo uczucia radości z powodu odnalezienia swojego chłopca, nie umiał powstać. Ciemność ćmiła wszelkie próby jego serca, które pragnęło z całych sił odzyskać dziecinne szczęście zabrane przez szkołę. Nienawidził tego miejsca, lecz od wczorajszego dnia wszystko się zmieniło. Poznał nowe osoby, a to dzięki swojemu chłopcu. Przestano się z niego śmiać, a to dzięki swojemu chłopcu. Nie był już sam, a to dzięki swojemu chłopcu. Wiele mu zawdzięczał w ciągu tak krótkiego okresu czasu. Lecz dziś, anioł niegdyś ratujący życie, sam potrzebował pomocy. Nikt z jego otoczenia o tym nie wiedział...


***

*Matt*

Kiedy tylko położyłem głowę na miękkiej, puchowej poduszce, moje myśli skupiły się na Liamie i jego stosunku do dziewczyn. Zamknąłem oczy, nie mogąc oprzeć się potrzebie snu. Jednak o dziwo nie mogłem zasnąć. Coś nie pozwalało. Wziąłem do ręki telefon, który leżał przy łóżku i postanowiłem napisać do Liama. Bądź co bądź, nie odzywałem się do niego od momentu rozstania w parku.

„Hej,
Śpisz? Przepraszam jeśli budzę, ale nie mogę zasnąć. Jak tam się czujesz?”

Nastała cisza, która nie trwała parę minut. Minęło dobre dziesięć, w ciągu których wstałem z łóżka i ruszyłem do okna, przez które był widok na dom chłopca. Usiadłem na parapecie z telefonem w dłoni. Mijały kolejne sekundy, a żadnego odzewu z jego strony nie było. Jako że okno mojego pokoju było ustawione na wprost jego, mogłem zobaczyć co nieco. Żaluzji nie miał opuszczonych, więc przy blasku księżyca można było podglądnąć chociaż część jego pokoju. W niej znajdowało się łóżko, które było... puste. Nie śpi. Moje serce zaczęło bić szybciej, niepokojąc się bardziej. Jeśli nie ma go w łóżku, to gdzie jest? Myśli przybierały coraz to gorsze formy, sprawiając, że czułem narastający strach. Nagle światło pojawiło się znikąd. Nie było to zwykłe pochodzące z lampy. Nie, to jakby ktoś w ciemności włączył ekran telefonu albo telewizor tudzież komputer. Żyje. Serce nieco zwolniło tempa, które trzeba przyznać, że narzuciło je naprawdę zabójcze. Odblokowałem sprzęt trzymany w delikatnie trzęsącej się dłoni i wykręciłem numer do chłopca. Krótkie dźwięki łączenia odbijały się w uszach, a z każdym kolejnym mój spokój zaczynał ponownie przeradzać się w strach.
- Ha...lo...? - Szepnął ledwo słyszalnie Liam.
- Liam, to ja, Matthew. - Odpowiedziałem szybko, nie chcąc utracić z nim kontaktu.
- Ja...
- Wszystko okej? - Spytałem, gdy do moich uszu doszło ciche szlochanie i dziwny szum. Nastała głucha cisza. Nie jest dobrze, przynajmniej tak mogłem wywnioskować z jego zachowania.
- Ja... pamiętam to, że mówiłeś, że mogę ci zaufać... - wyszeptał, przerywając nieprzyjemną ciszę.
- Tak, mów co ci jest. - Ożywiłem się, słysząc te słowa.
- Nie umiem tego opisać. - Jego głos stał się spokojniejszy, przez co moje serce powróciło do normalnego rytmu.
- Możemy jutro? - Spytał po chwili namysłu.
- No dobra, ale...
- Ale teraz masz ze mną rozmawiać dopóki nie zaśniemy. Tylko nie o tym, rozumiemy się? - Zaniemówiłem na chwilę, ale gdy tylko udało mi się otrząsnąć, zrobiłem co mi kazał. Gadaliśmy o wszystkim i o niczym, zupełnie jak przyjaciele znający się od wielu lat. Po dobrej godzinie czasu poczuliśmy zmęczenie, dlatego rozłączyliśmy się i poszliśmy spać.

***

- To co się wczoraj działo?
Spytałem chłopaka, gdy tylko go spotkałem przed domem. Stanął i skierował swój wzrok na mnie, zaciskając przy tym usta jakby te słowa nie powinny ujrzeć światła dziennego. 
- Ja sobie nie poradzę z nimi. One przeze mnie już z nami nie będą się kolegować. Ja przepraszam Matt... 
Gdy tylko skończył swoją wypowiedź, musiałem go uspokoić. Widziałem ile go to kosztuje, jak ciężko oddycha i toczy walkę sam ze sobą.
- Poradzisz sobie. Sam mówiłeś, że musimy być twardzi, prawda?
Szatyn niepewnie kiwnął głową, wbijając wzrok w ziemię.
- Więc damy radę.
- Ty dasz, ja nie. - Wtrącił, spoglądając mi prosto w oczy. Nastała chwila ciszy.
- Przekonamy się? - Odparłem po paru sekundach namysłu. Chłopiec przytaknął i ruszyliśmy w stronę szkoły.
Gdy tylko tam dotarliśmy, usłyszeliśmy dzwonek na lekcję, więc biegiem musieliśmy udać się pod salę, aby przypadkiem nie załapać jakiegoś spóźnienia. Udało się. W parę sekund znaleźliśmy się na końcu dwurzędu ustawionego równo pod klasą, tak jak być powinno.

***

„Mówiłem, że nie będą się odzywać... "

Kiedy tylko usłyszeliśmy zbawczy dźwięk dzwonka, całą klasą ruszyliśmy do wyjścia. Wszystkim spieszno było do domów, szczególnie po tak nudnych lekcjach, które raczej dla nikogo nie były ciekawe. Na podwórku przed szkołą, wzrokiem przeczesywałem teren wraz z Liamem w poszukiwaniu dziewczyn. Trzeba uratować to, co zaczyna się walić. Taki był mój cel. I chyba nie tylko mój.
- Tam są. - Odparł szatyn, wskazując na dwie, małe dziewczynki z plecaczkami na plecach, które z każdą upływającą sekundą oddalały się od nas.
- To chodź. - W głowie miałem tylko jedną myśl. Oby Natalie chciała z nami rozmawiać. Widząc Isabelę, której najwyraźniej udało się pogodzić ze swoją przyjaciółką, miałem na to nadzieję. Biegiem dogoniliśmy dziewczyny, ale gdy tylko nas ujrzały, przyspieszyły kroku. Isa była tylko marionetką w rękach blondynki.
- Mówiłem... - Westchnął Liam, stając po intensywnym wysiłku. Złapał parę oddechów, po czym dodał:
- To nie ma sensu.
- Kolejny, który mówi, że to nie ma sensu. - Odpowiedziałem ze złością. Chłopak spojrzał na mnie w zdziwieniu. Nie przyjmowałem tego do wiadomości, że to nie ma sensu. Według mnie ma i dlatego trzeba działać.
- Tak Liam. To ma sens. A teraz ruszaj się albo...
- Albo co? Zostanę do końca życia pośmiewiskiem szkoły?
Z ciężkim sercem musiałem odpowiedzieć twierdząco na jego pytanie, kiwając głową. Chłopiec zacisnął zęby i po chwili namysłu ruszył przed siebie. Nawet nie zechciał spojrzeć na mnie. Minął moją osobę w parę sekund, po czym mogłem usłyszeć rozmowę jego i dziewczyn. Ale... przecież one odeszły, to...
- Dobra, poniosło mnie. Przepraszam Liam. -  To był spokojny głos Natalie. W tej chwili wszystko wróciło, że tak można powiedzieć, do normy.
- Matthew, a ty nie przyjdziesz do nas?
Wpatrywałem się w jasnowłosą dziewczynkę ubraną w beżową sukienkę, idealnie do niej pasującą. Uśmiechała się przyjaźnie, nie ukrywając swojej radości. Niedowierzanie odebrało mi zdolność mówienia, dlatego tylko potrafiłem się lekko uśmiechnąć i na tym skończyła się moja rola. Nie powiem, było to dość głupie, ale nie mogłem nic na to poradzić. Dołączyłem do grupy i ruszyliśmy wspólnie w stronę parku. Zapowiadał się wspaniały dzień.

***

Następnego dnia

Wczorajszy dzień był chyba jednym z najlepszych w moim życiu. Dokładnie dwanaście godzin temu, wszyscy się pogodzili i mogliśmy dalej się integrować. Coraz więcej o sobie wiedzieliśmy. Liam przestał się bać dziewczyn, stał się odważniejszy i co najważniejsze - uśmiech nie znikał z jego twarzy. Był szczęśliwy, a jego szczęście udzieliło się i mi. 
Natomiast dzisiaj, ponownie rozpoczęliśmy dzień od zajęć w szkole. Pierwsza była lekcja matematyki. To ta, której Liam najbardziej nienawidził, a ja wręcz przeciwnie. Dziewczyny siedziały przed nami, więc mieliśmy ze sobą kontakt bez przerwy. Zajęcia dopiero co się rozpoczęły, a nauczycielka na powitanie, poprosiła nie biednego Liama, którego pewnie w zwyczaju brała do tablicy, ale największego łobuza w klasie, którym był Chris. To on najgłośniej śmiał się z kolegów. Niszczył ich rzeczy, robił dowcipy śmieszne tylko dla siebie i co najgorsze, nie dawał żyć w spokoju swoim rówieśnikom, którzy nie należeli do jego grupy. Ale dziś nastały inne czasy. Mimo oporu wstał i ruszył do tablicy, a pani dała mu przykład do rozwiązania. Żeby było śmieszniej, nauczycielka dała mu ten sam, co trzy dni temu rozwiązywał Liam z moją pomocą. Chłopak nie wiedział nawet jak się za to zabrać, a gdy napisał błędną odpowiedź, pani kazała wrócić mu na miejsce. Przez minutę stał się pośmiewiskiem klasy.
- Dobrze mu tak. - Szepnął do mnie Liam, nie ukrywając swojej radości.
- Ale nie dziwi cię to tak trochę, dlaczego jego wzięła? - Dodał po chwili.
- No właśnie dziwi... - Odpowiedziałem, ale zaraz wpadłem na pewien pomysł.
- Może ma to związek ze mną?
Chłopak momentalnie zaczął się nad tym zastanawiać, a po krótkim namyśle, kiwnął twierdząco głową, unosząc przy okazji kąciki ust.

                                             
Hej, hej!
Część jest... ale nie jestem szczególnie z niej zadowolony.
Oczywiście, to tylko moje zdanie. :)
Ten rozdział musiał być i już, ale mam nadzieję,
że za parę części będzie zdecydowanie więcej akcji!
To by było na tyle. Next niebawem! 
Zapraszam do komentowania - może być nawet kropka w komentarzu, 
to mi wystarczy, a będę wiedział, że ktoś to czyta. :) 
/Liam

2 komentarze:

  1. Spóźniona jestem, bo byłam w Londynie :D
    (z nadzieją że spotkam Liama, ale się nie udało :'( )
    Cieszę się, że dziewczyny pogodziły sie z Mattem i Liamem. Dobrze, że w końcu otaczają go przyjaciele ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mimo wszystko i tak Ci zazdroszczę! Sam muszę się kiedyś tam wybrać, ale na razie priorytetem będzie nauka języka...
      Dziękuję za komentarz! :)

      Usuń

Theme by Violett