Muzyka

4.06.2016

Rozdział 8



- Hej Matt. - Przywitały się zgodnie, ale nie pasowało mi bardzo to, że nie zrobiły tego z Liamem.
- I Liam... - Dopowiedziałem, będąc pod wpływem złości. Już mi się one nie spodobały.
- I hej Liam oczywiście. - Wydusiły z siebie te słowa, jakby utkwiły im wcześniej gdzieś w gardle.
- Jestem Natalie, a to jest Isabela. - Dziewczynka o blond włosach była pewniejsza siebie i wiele odważniejsza od brunetki, która stała obok niej, dlatego mówiła za nią.
- Możemy się dosiąść? - Spytała, na co po chwili zawahania, wspólnie z Liamem się zgodziłem. Usiadły na przeciwko nas i zaczęły, a raczej zaczęła Natalie, wypytywać nas o to, co je ciekawiło. W szczególności były zainteresowane moją osobą, dlatego większość pytań była skierowana do mnie.

***

Dziewczyny towarzyszyły nam przez cały dzień w szkole, ale to nie sprawiało nam kłopotu. Wręcz przeciwnie. Można powiedzieć, że nawet się polubiliśmy. Po skończonych zajęciach, wracałem z Liamem do domu. Cały czas miałem w głowie jego obietnicę, że mi wyjaśni swoje zachowanie. Przez drogę rozmawialiśmy głównie o dziewczynach i o tym w sumie niesamowitym dniu. Dochodząc do celu, postanowiłem przypomnieć Liamowi o jego zapewnieniu. Niespodziewanie chłopak się zatrzymał, dlatego zrobiłem to samo.
- Wiesz co... masz telefon?
- Mam, ale co się stało?
Szatyn spojrzał na mnie posmutniałym, pustym wzrokiem. Wyciągnął z kieszeni mały, czarny telefon. Odblokował go, wpisał jakieś przypadkowe cyfry i pokazał mi je. Chwyciłem więc za swój sprzęt i szybko spisałem od niego numer. Gdy tylko udało mi się zapisać go w kontaktach, zrobiłem dokładnie to, co on. Pospiesznie wystukał w swoim telefonie cyfry, po czym odparł krótko.
- Przepraszam... 
I pobiegł do domu, zostawiając mnie samego parę metrów od swojego mieszkania. Czemu uciekł? Coś mu zrobiłem? Miliony myśli o przyczynach jego ucieczki właśnie błądziły w mojej głowie, doprowadzając mnie przez to do lekkiej frustracji, ale i przygnębienia. Doczłapałem się do domu, by tam ujrzeć uśmiechniętą mamę i... umorusanego całego w farbie ojca?! Otworzyłem nieco usta, ale brakło mi słów. Zupełnie nie wiedziałem, co mam o tym sądzić.
- Hej maluszku. - Rzekł tato, gdy tylko zobaczył mnie w drzwiach. Szczerze? Za progiem tych drzwi zostawiłem wszelkie myśli o Liamie, tak jak swoje przygnębienie i złość.
- Cześć kochanie. - Przywitała się mama, podrywając się z krzesła w jadalni. Podeszła parę kroków, po czym mogłem poczuć na swoim poliku jej ciepłego całusa. Przykucnęła i wskazała palcem na tatę.
- Oto nasz cudowny malarz, który postanowił dzisiaj pomalować tutaj, tutaj i tu.
Odparła mama, pokazując miejsca, w których było widać ślady malowania. Ściany holu? Bo tak chyba można nazwać przejście pomiędzy kuchnią, jadalnią, przedpokojem, a salonem, mając w pamięci również łazienkę po środku nich.
- Ale... niespodziankę masz w pokoju.
Moje oczy na te słowa powiększyły się do granic możliwości. Szybko pobiegłem na górę, a gdy otworzyłem drzwi pokoju, ujrzałem całe pomieszczenie pokryte folią, a na podłodze widać było dwie puszki farby. Ściągnąłem pospiesznie plecak i położyłem go za drzwiami, po czym chciałem szybko zbiec na dół, ale rodzice jak zawsze mnie uprzedzili i weszli razem na górę zanim ja zdołałem zejść.
- To co, malujemy?
Uśmiechnął się tato. Jego głos zadziałał na mnie bardzo pobudzająco. Podskoczyłem do góry i rzuciłem mu się na szyję.
- Jestem gotów, sir! - Odparłem radosnym tonem, a uśmiech z mojej twarzy nie znikał od dobrych pięciu minut.
- To w takim razie mój żołnierzu, w naszym pokoju masz rzeczy do przebrania, bo nie chcemy...
- Ich pobrudzić, sir. - Dopowiedziałem, zaskakując pozytywnie rodziców. Zrobiłem ruch ręką jak w wojsku, czyli podniosłem rękę i dłoń skierowałem ku głowie, dotykając opuszkami palców skroni.
- No, no, no... komuś się bardzo spodobała myśl o malowaniu. - Zaśmiała się mama, której głos usłyszałem z tyłu, a to dlatego, że ruszyłem biegiem do pokoju rodziców i czym prędzej przebrałem się w stare, można by tak ująć, rzeczy, zaraz po tym, jak się odmeldowałem. Przybyłem skocznym krokiem do gotowego taty, który w lewej ręce trzymał dwa pędzle, a w drugiej puszkę z czarną farbą. Czarna? Zobaczymy co z tego wyniknie. Przechwyciłem od niego jeden z pędzli, po czym wspólnie weszliśmy do pokoju. Ściany były porozdzielane pasami z niebieskiej taśmy, co sugerowało, że te dwie farby nie są tutaj przypadkowo. Jedna była czarna, a druga zielona.
- Tato... a po nam pędzle, skoro mamy to coś?! - Spytałem, zauważając wałek z jakąś podstawką?!
- Wałek miśku. On służy do malowania większych obszarów, tak więc jak się zmęczymy, weźmiemy go w obroty. Okej?
Przytaknąłem, będąc lekko zdezorientowanym. To... te pędzle są w końcu potrzebne, czy też nie?!
- Albo wiesz co... ja tutaj szybko pomaluję tak z grubsza, a ty pójdziesz zjeść obiad w tym czasie, bo mama chyba już go przygotowała. Potem... o, mam pomysł! - Odparł, unosząc rękę z pędzlem do góry. Na szczęście, nie zamoczył go wcześniej w farbie. Słuchałem go z zaciekawieniem, nie wiedząc na co wpadł mój tato, a jego pomysły jak zdołałem się już nie raz przekonać, zaskakiwały mnie zawsze.
- Zrobimy tak. Ja pomaluję tak jak zamierzałem, a co trzeci kawałek ściany będzie biały. I to specjalnie. Na tych białych fragmentach zrobimy sobie jakieś rysunki, odbitki rąk i tak dalej. Co ty na to?
W jego oczach było widać tyle szczęścia i energii do pracy, że nie miałem jak odmówić, chociaż nie wiem po co miałbym to w ogóle robić, skoro ten pomysł jest genialny!
- Taaak, a mogę... ale to po obiedzie.
- To leć, bo mama pewnie czeka. Ja zaczynam.
Kiwnąłem głową i ruszyłem na dół do kuchni. Tam czekała już na mnie mama z cieplutkim obiadkiem.
- I jak tam idzie malowanie?
- Tato teraz pomaluje tak jak ma być. Ja dokończę, a później się pobawimy w robienie rysunków na ścianach i odbijanie łapek. - Odpowiedziałem, a podczas wypowiadania ostatnich słów, pokazałem dłonie, którymi pomachałem, prezentując swój „sprzęt" do robienia właśnie tego. Mama się głośno zaśmiała i ruszyła po zupę, o której chyba przez rozmowę ze mną, zapomniała. Nie w takim sensie, że wykipiała czy coś takiego, ależ nie. Makaron był nałożony do misek, które ładnie ułożone zostały na stole i tylko czekał na swoją drugą połówkę, jaką była czerwona ciecz o pomidorowym smaku.

***

Po skończonym obiedzie przyszedłem do taty, który skończył malować jedną stronę pokoju.
- To tutaj masz farby do wyboru i do dzieła!
Doskonale wiedziałem, co mam robić, więc nie rozmyślając się zbytnio nad tym, przeszedłem do czynów. Zamoczyłem dłonie w zielonej farbie i zacząłem robić nimi ślady po białych fragmentach ścian. Następnie umyłem ręce i zrobiłem to samo z drugim kolorem. Wyszło... idealnie, żeby nie powiedzieć baaardzo idealnie. To nadało pokojowi swój własny, indywidualny charakter, którego mógłby każdy pozazdrościć. 
Po około godzinie czasu, tato skończył malować. Na końcu chwilę pobawił się ze mną odbijając swoje ręce na ścianach. Pozwolił mi również sięgnąć ich wyższych partii, dzięki czemu ślady moich łapek umorusanych farbą, zostały uwiecznione na całej powierzchni białych fragmentów. Zdjęliśmy wspólnie folię z podłogi, po czym tato z pomocą mamy wnieśli z powrotem meble do pokoju. Ja nie mogłem ze względu na dużą wagę przedmiotów, ale oczywiście to, co było w miarę lekkie, brałem i wnosiłem, pomagając rodzicom w przywracaniu porządku. Wszystko było pięknie, dopóki nie zadzwonił telefon.
- Halo?
- Matt?
- Taak... - Odpowiedziałem niepewnie, mimo że wiedziałem, kto jest po drugiej stronie słuchawki.
- Mógłbyś wyjść na godzinę albo więcej? Najlepiej teraz...
Jego głos był cichy i słychać było, że płakał. Smutno mi się zrobiło i gdyby nie fakt, że mnie o coś poprosił, pewnie bym zrobił to samo, co on.
- Spytam rodziców, okej?
Zszedłem szybko na dół, gdzie w salonie zastałem tatę czytającego gazetę motoryzacyjną.
- Mogę iść z Liamem na dwór?
- Oczywiście, tylko bądź przed... - Spojrzał na zegarek na ścianie i dodał - ...za dwie godziny.
- Dobra, dzięki.
Odpowiedziałem z uśmiechem na ustach i ruszyłem czym prędzej na górę odpowiedzieć Liamowi.
- Mogę. - Odparłem radosnym głosem, niemalże skacząc z radości. Dlaczego? Być może powód jest banalnie prosty, ale to była moja pierwsza osoba, z którą z chęcią chciałem się spotkać po szkole. W ramach odpowiedzi usłyszałem ciszę.
- Liam? - Spytałem, bojąc się, że Liamowi coś się stało.
- Ok...ej... - Odpowiedział, po czym się rozłączył.
Przebrałem się szybko do wyjścia, w międzyczasie ogarniając godzinę na zegarze nad wejściem do pokoju. Osiemnasta, powtórzyłem do siebie w duchu, aby zapamiętać kiedy miałbym wrócić. Wyszedłem z domu. Nie musiałem szukać małego szatyna, bo ten siedział na schodach swojej posiadłości.
- Hej... - Zacząłem niepewnie, nie wiedząc co mam mówić. Chłopak spojrzał na mnie brązowymi ślepiami, przez które widać było wewnętrzną bitwę jaką toczył. Po chwili wstał i podszedł do mnie.
- Możemy się przejść? - Spytał załamanym głosem. Patrzył na mnie jakbym był jego ostatnią nadzieją i gdybym tylko się nie zgodził, on... nie chcę nawet myśleć, co by zrobił. Kiwnąłem głową i ruszyliśmy powoli do parku, który był za ulicą. Nie odzywaliśmy się do siebie, nie wiedziałem nawet jak zacząć rozmowę. Liam szedł przed siebie, zupełnie jakby wiedział, gdzie mnie prowadzi. Doszliśmy do jednego z wielu drzew, ale przy tym akurat się zatrzymaliśmy. Chłopak zebrał się na odwagę po paru sekundach od przyjścia i po długim okresie ciszy, aby przemówić, ale zanim zaczął, zamknął oczy, będąc na przeciwko mnie.
- Przepraszam za dzisiaj. - Chciałem mu przerwać, ale nie miałem najmniejszej ochoty tego robić, widząc ile jego to kosztuje. Otworzył oczy i spojrzał prosto w moje, kontynuując swoją wypowiedź.
- To, o czym miałem ci dzisiaj powiedzieć... mogę później?
- Tak... - Odpowiedź całkiem niespodziewanie wyszła z moich ust.
- Wiesz... - Przejechał nerwowo dłońmi po twarzy i wbił wzrok w ziemię. - ...czuję jakbyś...
Zaciekawiło mnie to bardzo, co powiedział, dlatego zapytałem niecierpliwie.
- Jakbym co?
Szatyn spojrzał ponownie na mnie i zaczął namyślać się nad dokończeniem zdania.
- Mogę ci zaufać? Nie zdradzisz tego nikomu? - Pytał tak, jakby pewna blokada w nim została przełamana.
- Liam... jasne, że możesz. Ale...
- Ale co?
- To jest szalone, nie sądzisz?
Chwilę się zastanawiał i w końcu doszedł do wniosku, którym zechciał się ze mną podzielić.
- Wiem, ale to, co czuję jest równie szalone.
Przez chwilę mały uśmiech pojawił się na mojej twarzy. Przecież my się znamy ledwie parę godzin, bo naszego pierwszego spotkania nawet nie ma raczej co liczyć. Ja nie wiem, czy mogę mu zaufać, a co dopiero on mi? Ale... skoro on chce tego, co ja w głębi siebie pragnę, to czemu nie?
- To opowiesz mi o tym? - Spytałem chłopaka, który przez mój mały uśmiech, nabrał pewności siebie.
- Ale usiądźmy najpierw. - Odparł, wskazując na drewnianą ławkę. Patrząc na wprost było widać rzekę, a wpatrując się nieco dalej, drugą część miasta. Parę metrów od nas, były schodki, które prowadziły do takiego jakby tarasu widokowego nad wodą. Usiedliśmy i kontynuowaliśmy rozmowę.
- Miałem taki sen... - Zaczął, a mnie jakby olśniło. Anioł, skrzydła, raj?! Parę miesięcy temu, przecież to właśnie o tym śniłem.
- ...szedłem drogą, która sama z siebie świeciła. Tylko, że ja nie rozumiem jednej rzeczy.
- Hm? - Mruknąłem w formie pytania.
- Czemu po paru krokach spadłem w dół, a potem nagle pojawiły się u mnie takie jakby skrzydła. I to nie takie zwykłe, tylko złote, świecące bardzo mocno. Tam było ciemno i nie wiedziałem, gdzie mam iść. Po chwili zobaczyłem jak jakieś dziecko spada w dół, dokładnie tak jak ja przed dłuższą chwilą, parę metrów ode mnie. Nie zastanawiałem się nawet, nie miałem zresztą wyboru i musiałem lecieć do niego i uchronić je przed bolesnym spotkaniem z twardą ziemią. Skrzydła same do tego mnie pchały. - Liam opowiadał dobrze znaną mi historię. To przecież ja spadałem, a coś, a raczej ktoś mnie uratował. I to był on! Tak, to był Liam!
- Nie widziałem jego twarzy, zresztą musiałem uciekać. Skrzydła miały nade mną kontrolę i zaprowadziły mnie nad jedną z kałuż. Chciałem się przeglądnąć, ale nic nie zobaczyłem, prócz złotych skrzydełek. Potem zaprowadziły mnie do chłopca, Ręce same sięgnęły do pleców i odpięły świecące piórka. One zaczęły gasnąć, a ja zostałem zmuszony do uklęknięcia. Później...
- Dałeś mi te skrzydełka, ja chciałem tobie podziękować, ale nie mogłem. - Wtrąciłem się, chcąc zobaczyć reakcję szatyna.
- Ty...ty... - Liam zaczął się jąkać, nie wiedząc jak to możliwe, że znam jego sen.
- Też miałem ten sen.
Chłopak cały czas nie dowierzał, zupełnie tak jak ja, z tą różnicą, że mogłem dojść do siebie, podczas gdy on spokojnie opowiadał.
- Nikt nie chciał mi powiedzieć jak się nazywa ten duch i jak mam go znaleźć.
- Miałem nikomu nie zdradzać tego, kim jestem. Chciałem Matt, uwierz mi, że chciałem!
Odparł, prawie krzycząc. Miał już łzy w oczach, a ja poczułem, że jednak nie do końca doszedłem do siebie. Schowałem twarz w dłoniach, nie mogąc wytrzymać mieszanki emocji, która wytworzyła się w środku.
- Hej... nie płacz. - Chłopak zauważył to i od razu próbował jakoś mnie uspokoić.
Nie dało się inaczej. Odnalazłem mojego ducha, którego myślałem, że nigdy nie odnajdę.
- Bo zaraz ja zacznę, a musimy być twardzi. - Odparł, chociaż chyba zorientował się, że to na mnie nie działa.
- Dobra, żartowałem. - Zaśmiał się przez łzy, które kropelka po kropelce spływały po jego policzkach.
- Liam... wytłumacz mi to. Czemu znam cię tylko jeden dzień, a czuję jakby znał cię od dawna?
- Spytałem, bo naprawdę nie da się logicznie wytłumaczyć tego, co działo się w moim wnętrzu.
- Żebym ja to wiedział. Też to czuję.
Szatyn chwilę się zastanawiał, podczas gdy ja się uspokajałem.
- A jeśli chodzi o szkołę... nikt ze mną nigdy nie siadał, bo nieszczególnie ludzie mnie lubią. I przez to też wolałem ciebie ochronić. Nie chciałem, żebyś stał się pośmiewiskiem klasy jak ja.
- Od dziś nim nie będziesz. Obiecuję.
Rzekłem, spoglądając na ekran telefonu. Czas pędził jak szalony i nasze dwie godziny czy nawet godzina minęły jak z bicza strzelił. Pięć minut do dwudziestej. Pora wracać.
- Dzięki.
Uśmiechnął się Liam. Poinformowałem go o konieczności powrotu do domu, jako że zbliżała się odpowiednia do tego godzina. Ruszyliśmy powoli w kierunku naszych mieszkań. Pogadaliśmy nieco o szkole i wciąż próbowaliśmy rozgryźć tajemnicę naszych snów, które były takie same. Będąc już prawie przy drzwiach, Liam zechciał zapytać o powód mojego przyjazdu tutaj, do Anglii. Chcąc mu odpowiedzieć na to pytanie, musiałbym sięgnąć pamięcią w przeszłość, prawda? Także tą bolesną jej część... Nie byłem na to gotowy, nie dziś, dlatego wymigałem się od tego, mówiąc mu, że nie ma teraz na to czasu, ale jutro owszem. Tylko jeden dzień na pozbieranie myśli? Serio? Matthew?! Tak, oszalałem.

***

Kolejny dzień... zupełnie jak każdy inny, czyż nie? Właśnie, że nie! Szedłem szkolnym korytarzem dopiero drugą dobę, a jednak nabrałem pewności siebie przez ten czas. Miałem uproszczone zadanie, widząc przed sobą swojego anioła, którym był Liam.
- Hej.
Przywitałem się z nim, przybijając piątkę. Usiadłem obok niego, a gdy tylko poczułem zimno kafelek, przyszły dziewczyny, witając się śmielej niż wczoraj.
- Chłopaki, bo wiecie... no. - Chyba pierwszy raz zobaczyłem jak blondynka się jąka i nie ma odwagi o coś nas spytać. 
- Może po szkole gdzieś pójdziemy razem? Wiem, że to tak szybko i w ogóle... 
Spojrzeliśmy na siebie z Liamem z uniesionymi lekko brwiami. Zaczęliśmy zastanawiać się nad odpowiedzią, ale chyba nie musieliśmy tego robić długo, a już w szczególności, nie musieliśmy pytać siebie o wybrany przez nas wariant.
- Zgoda.
Odparliśmy zgodnie, przez co uśmiechy pojawiły się na naszych twarzach jak i dziewczyn, które cicho się zaśmiały.
- Dzięki. Gotowi na lekcje?
Spytała Natalie, kiedy akurat rozległ się po całym korytarzu głośny dźwięk szkolnego dzwonka.
- Oczywiście.
Odpowiedziałem, a po chwili wszyscy znaleźliśmy się w klasie.

***

Po skończonych zajęciach, zgodnie z planem dziewczyn, poszliśmy spędzić wspólnie czas. Gdzie? Jedyne miejsce, które dobrze znałem to był park koło mojego domu. Będąc jeszcze na podwórku szkolnym, zadzwoniliśmy do swoich rodziców, żeby się spytać o zgodę. Każdy z nich się zgodził, tak wiec z czystym sumieniem mogliśmy dać się porwać naszej fantazji. Doszliśmy do parku w może jakieś 10 minut, idąc równym, szybkim w miarę tempem.
- To co robimy?
Spytała blondynka, wciąż wyręczając Isabelę, która rzadko cokolwiek mówiła.
- Isa?! - Spojrzała na brunetkę, która nerwowo żłobiła dziurę w drodze pokrytej delikatnymi ziarenkami piasku. Jej poliki zawitały rumieńce świadczące o jej nieśmiałej naturze. Gdybym rzekł, iż tylko Natalie była spośród nas otwartą osobą, pewnie bym nie skłamał.
- Nath... możemy na słówko?
Odezwała się dziewczynka, spojrzeniem mierząc blondynkę od stóp do głowy. Kiwnęła, będąc nieco zdezorientowaną całą tą sytuacją. Odeszły na parę kroków, wystarczająco daleko, abyśmy nie słyszeli ich rozmowy.
- Matt?
Spojrzałem na Liama, unosząc lekko brwi do góry.
- Ja się ich tak trochę boję...
- Spokojnie, musimy mieć oczy szeroko otwarte i będzie dobrze.
Chłopak na moje słowa od razu poczuł się lepiej i chyba zdołał się dzięki nim uspokoić.
- Nie wiem co robić.
- Em... nie macie tutaj jakiegoś no...
Zabrakło mi słowa, którego brzmienie doskonale znałem po polsku, ale nie po angielsku.
- Placu zabaw?
Spytał szatyn, lecz ja nie odpowiedziałem. Nie wiedziałem przecież co powiedział. Chłopak zauważył moje zakłopotanie, więc postanowił mi wyjaśnić, co miał na myśli.
- Huśtawki...
Zaczął wymachiwać rękoma tak, jak porusza się huśtawka. Kiwnąłem głową, dając mu sygnał, że zrozumiałem.
- Nie ma za co. Ale sobie przypomniałem...
- O tym, co myślę?
Nie, proszę. Nie teraz. Nie tutaj. I na pewno nie przy dziewczynach. Właśnie, a gdzie one?
- Tak, ale to może później. Myślałem, że teraz skoro ich nie ma.
- Ale... czemu uciekły?
Zacząłem przejmować całą winę na siebie za to, że sobie poszły. Jesteśmy nudni, tylko to przyszło mi do głowy i było sensownym wytłumaczeniem sytuacji.
- Są dziwne.
Odparł spokojnym tonem Liam. Zabrzmiało to tak, jakbym tylko ja chciał się z nimi zakolegować, a on jednak nie.
- Liam, powiedz mi tak szczerze.
Widziałem, że całą swoją uwagę skupił na mnie, więc kontynuowałem.
- Ty nie chcesz się z nimi zakolegować, nie?
To pytanie zmieszało chłopaka. Chwilę musiał się zastanowić nad odpowiedzią. W końcu otworzył usta, biorąc wcześniej głęboki oddech.
- Ja ich nie znam i dlatego się boję. A nie chcę po raz kolejny stać się pośmiewiskiem klasy. Nie chcę stracić ciebie, a już tym bardziej nie chcę tego, żeby one nas upokorzyły.
Odparł jednym tchem. Wiedziałem co przeżywa. Boi się wszystkich ludzi, a w szczególności dzieci ze szkoły, bo w końcu to przez nie doświadcza odrzucenia. Ale co najważniejsze, chce chronić tych, którzy są mu bliscy. On jest jak anioł z mojego snu. Chroni mnie, jest moją tarczą.
- Ale może one nie są złe?
- Są, ja to wiem.
Stwierdził stanowczo Liam. Podczas gdy chłopak mówił, za nim pojawiły się dziewczyny z lodami w rękach. Stanęły jak wryte, przestały jeść i z otwartymi ustami patrzyły na nas jak na najgorsze zło tego świata.
- No wiecie co? Wy nas ani trochę nie znacie, a już oceniacie? - Odparła zbulwersowana blondynka, gniotąc loda w opakowaniu trzymanego w lewej dłoni.
- Nie... - Odpowiedziałem cicho, próbując uspokoić dziewczynę.
- Tak Matthew. Liam nie chce z nami mieć nic wspólnego, więc dobrze.
Spojrzała na Isę, potem na swoją lewą rękę.
- A to...
Rzuciła w Liama mokrym od rozpuszczonego już loda, opakowaniem.
- To dla ciebie Liam. Chciałyśmy wam zrobić niespodziankę, ale jak widać to nie ma sensu. Cześć.
Dziewczyny ruszyły w drugą stronę, podczas gdy ja byłem w kropce. Biec za nimi i wszystko im wytłumaczyć, czy pomóc Liamowi?
- Liam...
- Rób co chcesz, ja idę. Jestem skończonym...
Odparł smutnym głosem, drażniąc moje uszy. Nie mogę słuchać jak ktoś taki, mówi o sobie źle. Zaczął odchodzić w stronę domu, zostawiając mnie samego. Postanowiłem więc pobiec za dziewczynami, które były jeszcze widoczne w oddali.
- Dziewczyny! - Krzyknąłem, doganiając je. Stanęły i odwróciły się.
- Matt... to nie ma sensu... - Blondynka wyglądała na zrezygnowaną.
- Ma sens. Możemy pogadać?

                                              
Czy Matt da radę przekonać dziewczyny do Liama?
Wszystko w następnej części!
Tak poza tym... Ponownie mam do Was sprawę, a raczej to jest uprzedzenie.
Części jak na razie będą wychodzić nieregularnie... (przez szkołę i brak czasu).
Będą krótkie i póki co niby częściej będą wychodzić 
(na pewno częściej aniżeliby miałyby być długie).
To tyle, cierpliwości i do nexta!
PS. Jeśli chcecie/możecie - polecajcie tego bloga!
Dziękuję!

1 komentarz:

  1. Zupa pomidorowaaa... Wiesz jakiego smaka mi narobiłeś?
    Troszkę... Głupio wyszło z dziewczynami. Jednak rozumiem Liama. Przez cały czas przez wszystkich odrzucany, to dla niego dziwne, że ktoś jednak chce sie zaprzyjaźnić. Ale mam nadzieje, że Matt im wszystko wyjaśni :D
    P.S. Dzisiaj z anonimka ;)
    Wiki M.

    OdpowiedzUsuń

Theme by Violett