Muzyka

20.07.2016

Rozdział 12


Nagle moja stopa nie poczuła ziemi. Czułem tylko jak... frunę? I to nagłe, bolesne zetknięcie się z kamienistym podłożem. Ałć? Leżąc na nim, próbowałem sprawdzić swój stan, ale jedyne co udało mi się zobaczyć, to czerwone kamyki tuż przy kolanie. Później mój filmik się urwał, chociaż nie do końca. Zamknąłem oczy, ale słuch nadal odbierał dźwięki.
- Matthew, nic ci nie jest? - Krzyczał przerażony Liam, podczas gdy moja głowa opadała powoli na ziemię.
- Liam, dzwoń na pogotowie! - Niespodziewanie głos sprzedawcy waty cukrowej dotarł do moich uszu. Pan Charles tutaj? W sumie to dobra nowina. Ktoś podniósł moje osłabione ciało, zupełnie jakby nic nie ważyło. Po chwili poczułem równą powierzchnię ziemi, przyjemniejszą niż te zdradzieckie kamienie, przez które prawdopodobnie zaliczyłem ten upadek.
- Matthew... ja, ja, ja... - Szlochał głośno chłopiec, sprawiając, że zaczynało mi się go robić żal.
- ...przepraszam. - Dokończył po paru sekundach ciszy.
- To wszystko moja wina. Gdyby nie mój pomysł... - Czy ten mały człowieczek właśnie zaczął przejmować całą winę na siebie? I to po raz kolejny?!
- Liam - Przerwałem mu cichym szeptem.
- To nie twoja wina. - Dokończyłem i zaraz po tym zasnąłem.

***

Pik, pik, pik... Te regularnie powtarzające się dźwięki, skutecznie wybudzały mnie ze snu. Otworzyłem powoli ciężkie powieki, a światło od razu sprawiło, że musiałem je ponownie zamknąć. Może powinienem się jeszcze trochę przespać? Tak pomyślałem, ale gdy poczułem czyjś dotyk na swojej dłoni, od razu zrezygnowałem z tego pomysłu.
- A jeśli on się naprawdę nie obudzi? A jeśli on już nigdy ze mną nie pogada? A jeśli... - Głos mojego małego przyjaciela rozniósł się po pomieszczeniu, ale bardziej ranił on moje uszy niż sprawiał im radość.
- Liam... spokojnie. Matthew przeżyje. - Uspokajał, a raczej próbował uspokoić Liama, mój tato. W pokoju nastała cisza, ale tylko na chwilę. Przerywał ją cichutki szloch osoby przede mną. I wtedy... tak, dokładnie wtedy, postanowiłem walczyć. Z trudem otworzyłem oczy i udało się. Ujrzałem małego chłopca, ślepo wpatrującego się we mnie. Przez chwilę miałem wrażenie, że nie widzi tego, iż się obudziłem i co najważniejsze... żyję. Ale to był tylko ułamek sekundy.
- Matthew! - Od razu się ożywił, a na jego twarzy pojawił się wielki uśmiech od ucha do ucha.
- Ty... ty... nawet nie wiesz, ile cię ominęło! - O tak... nie wiedziałem. Ale jedno trzeba przyznać. Stęskniłem się za tym głosem tak, jakbym go przez wieki nie słyszał.
- Dobrze, że się już obudziłeś kochanie, bo widzisz, wszyscy się tutaj martwią o ciebie. - Odparła mama, ukazując przy okazji swoje białe zęby. Podeszła do mnie i ucałowała w czoło. Leżałem nieruchomo i jedyne na co było mnie stać przez cały ten czas, to był uśmiech. Zupełnie jakby był przyklejony do mojej twarzy.

***

Po tygodniu czasu udało mi się wyjść ze szpitala, do którego codziennie ktoś zaglądał, by zobaczyć się ze mną. Liam spędzał praktycznie każdą wolną chwilę, żeby mi potowarzyszyć i przy okazji dawać lekcje, na które oczywiście nie mogłem uczęszczać. Co z nogą? A raczej kolanem, bo przecież to była ostatnia rzecz, jaką widziałem przed zaśnięciem w parku. Lekarz powiedział jedno. Odpoczynek i rana się powinna ładnie zagoić do miesiąca. Niby to był taki wielki wypadek i tyle strachu było. No właśnie, było. I niepotrzebnie jak się okazało. Jednak najważniejsze było to, że miałem szczęście w nieszczęściu. Rana się miała niebawem zagoić, a ja spokojnie za miesiąc wrócić do normalnego życia.

***

Normalne życie... wróciłem do szkolnej codzienności już tydzień po powrocie ze szpitala. O kulach mogłem chodzić, więc czemu nie miałbym uczęszczać do szkoły? Stęskniłem się za Natalie i Isabelą, które przez te dwa tygodnie były u mnie tylko parę razy, bo akurat w drugim tygodniu wypadła nam szkolna wycieczka, na którą Liam nie pojechał.

***

Matthew, Liam, Natalie i Isabela... Ta czwórka dzieci powoli dorastała, będąc cały czas pociechami swoich rodziców. A dziś? Dziś jest ostatni dzień szkoły. Zaraz miały rozpocząć się wakacje, a po nich dzieci miały pójść do swoich nowych szkół. Każde do innej. Dlaczego? Natalie wraz z Isabelą nie chciały już mieć ze sobą nic wspólnego. Im bliżej było do końca ostatniego roku szkolnego, tym częściej dziewczyny się ze sobą kłóciły. Coraz więcej je dzieliło niż łączyło. Jednak żadna z nich, nie chciała zerwać przyjaźni z chłopcami. To oni byli fundamentem tej grupy. Można powiedzieć nawet, że byli przykładem prawdziwej przyjaźni. Jednak jeden telefon, tego dnia, pokrzyżował plany chłopca, a raczej już chłopaka, który miał na imię Matthew. Jego ojciec dostał wiadomość o przymusowym powrocie do Polski, ponieważ jak się okazało, czekało tam na niego duże zlecenie, które mogło się ciągnąć nawet przez parę lat. Ale to nie tylko. Mama Matta otrzymała od tej firmy ciekawą propozycję pracy, z której po dłuższym zastanowieniu, przyjęła. Dlatego chłopak wraz z rodzicami musiał wyjechać z Anglii i wrócić do swojej ojczyzny, za którą nie za bardzo tęsknił. Ale... przecież dziś się jeszcze nie skończyło!

***

Dziś... i wspólnego jutra już nie będzie. Gdy tylko zobaczyłem smsa po zakończeniu roku szkolnego, takie myśli zaczęły mi towarzyszyć do końca dnia. Ostatni raz moje oczy mogły nacieszyć się krajobrazem Anglii. Ostatni raz...
Dotarliśmy do parku. Kto? Ja, Liam i Natalie. Isabela wróciła do domu, nie chcąc widzieć już swojej byłej przyjaciółki. Pożegnaliśmy ją, mając nadzieję, że jeszcze się spotkamy. Ale nikt nie wiedział o tym, że gdybyśmy następnym razem chcieli się spotkać, będzie to raczej niemożliwe. Nawet ja o tym nie wiedziałem parę chwil temu.
- Matthew?! - Zawołała Nath, widząc moją duchową nieobecność w towarzystwie.
- Hm? - Mruknąłem, spoglądając na blondynkę ubraną w elegancką, jasnożółtą, rozkloszowaną sukienkę bez rękawów.
- Co ty taki nieobecny? Stało się coś? - Zacząłem się zastanawiać nad odpowiedzią, drapiąc się nerwowo w międzyczasie po głowie.
- Bo... - Jąkałem się, nie widząc jak ubrać to, co miałem w głowie, w słowa.
- Tak? - Spytała dziewczyna, a chłopak stojący obok niej również zaintrygował się moim mamrotem.
- Jutro wyjeżdżam. - Na chwilę wszyscy zamarli.
- A gdzie? - Zapytał szatyn drżącym głosem, który zapewne z trudem ujrzał światło dzienne.
- Do Polski. - Jego twarz na te słowa stała się biała jak ściana. Usta zacisnął mocno, tworząc jednolitą, prostą linię. Oczy natomiast pokryła szklista powłoka, pod którą widoczny był narastający ból. A co z Natalie? Ona wtuliła się we mnie i chyba zaczęła płakać. Dlaczego chyba? Tylko czułem krople spadające na tylną część koszuli.
- Ty... nie możesz. - Szeptała, ściskając mocniej moje ciało.
- I nie chcę. Ale muszę. - Odpowiedziałem równie cicho co ona. Cóż, nawet mój głos zaczynał się załamywać. A serce? Dawno złączone w całość przez ludzi będących tu i teraz, dziś pękło na kilka, a może nawet i kilkanaście kawałków.
Nie spuszczałem Liama z oczu. Stał wciąż nieruchomo z tym samym wyrazem twarzy. To był dla niego cios, ale czy miałem wybór? Rodzice doskonale wiedzieli, co za tym idzie, ale nie mogli podjąć innej decyzji. Musieli mieć z czego się utrzymać. Dlatego nie miałem im tego za złe. No może nie do końca...

***

Matt spędził ostatni dzień w gronie dwójki najlepszych przyjaciół, którzy sprawili, że ten dzień był dla niego nie do zapomnienia. Kiedy pożegnał się z przyjaciółką, został sam na sam ze swoim sąsiadem. Zostało mu parę godzin do wylotu, który miał zaplanowany na nocną porę następnego dnia. Powspominał z przyjacielem dawne lata, przez które tyle się wydarzyło. Dzięki niemu stał się bardziej pewny siebie, odważniejszy i śmielszy. Nie zabrakło łez spowodowanych nie tylko myślą o rozłące oraz dawnych, smutnych chwilach, ale i tych wspaniałych.
Dzisiejszego dnia zrobili jeszcze ostatnie wygłupy, aby dobrze zakończyć ostatni, wspólny dzień. Jednak nie rozstali się za szybko. Liam czekał z nim do końca, aż w końcu nadszedł ten czas. Walizki przed domem już stały, tak jak i rodzice chłopców. Wszyscy bardzo to przeżywali, ale musieli to przeboleć. Bardzo się ze sobą zżyli. Pożegnali się ostatni już raz. Liczne uściski były tego podstawą. Taksówka podjechała. Była większa niż te, które najczęściej się widywało na ulicy. Walizki zostały spakowane, wystarczyło już tylko wsiąść do pojazdu. Po chwili cała rodzina znalazła się w wozie i odjechała.

                                    
Jestem w końcu! I to z nową częścią, z której do połowy jestem zadowolony. Powiecie, że znowu... ale serio, pisanie drugiej połowy tej części było masakryczne. Nic mi się nie kleiło, chociaż wiedziałem, co chcę przekazać. Jednak mam nadzieję, że i tak się podoba i ta druga połówka jakoś wyszła. :) Next ukarze się raczej w sierpniu, ale może uda mi się szybciej was nim zaskoczyć, tak więc bądźcie uważni! Teraz dopiero zaczyna się akcja! /Liam

2 komentarze:

  1. Dobra, dobra, wygrałeś.. Wygrałeś.. Mam zawał w zawale. teraz jestem w stanie pozawałowym i więcej zawałów już nie chce :'( Za dużo tam wyrazu "zawał" :/ Mniejsza o to.
    DLACZEGOOOO???? ( tu powinna być ta rozpaczająca emotka)
    Moje serducho się połamało. Oni byli taką wspaniałą paczką przyjaciół :(
    Z niecierpliwością czekam i mam nadzieję, że naprawisz moje zawały :'(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ups.. nieogarnięta ja... Nie to konto xD
      To ja, Wiki xD

      Usuń

Theme by Violett