Moje życie w momencie ucieczki wkroczyło na nową, nieznaną do końca drogę. Wszystkie popełnione kiedyś przeze mnie błędy, mogły pójść w niepamięć. Mogły, lecz nie byłbym sobą, gdybym się nimi nie przejmował. Zrobić coś, a potem tego żałować. Tylko właściwie czemu mam żałować? Na to pytanie, mój mózg nie chce odpowiedzieć, a szkoda. Dzięki tej jakże cennej informacji, nie musiałbym zaprzątać sobie głowy takimi błahostkami, ale no cóż... widocznie tak to już musi być i nic tego nie zmieni. A gdyby była taka możliwość? Zmienić swoją naturę, by poczuć się lepiej? Czy byłbym do tego zdolny? Przyszłość pokaże...
***
Dom dziecka… bezpieczeństwo i… spokój. Napisałem te słowa za pomocą ołówka na kartce papieru, którą otrzymałem. Była już noc, wszyscy spali, Jakub też. A ja? Dobre pytanie. Siedziałem na łóżku oparty o ścianę, pisząc wszystkie przypadkowe słowa, jakie wpadły mi do głowy. Nie wiedziałem czemu, po prostu musiałem. To nie było dziwne jak dla mnie. Jako mały chłopiec i tak byłem wystarczająco nienormalny. Przecież jakie normalne dziecko ucieka z domu i pisze pożegnalny list do swojej rodziny? Rodzina… kolejne słowo, które znalazło się na mojej kartce. Jako typ marzyciela, już w myślach wyobrażałem sobie szczęśliwą parę ludzi, obok których biega chłopczyk. Plącze się między ich nogami, ale oni nie krzyczą. Na twarzy dziecka nie ma smutku, jest radość. Wie, że rodzice go kochają i nigdy go nie skrzywdzą. Nie sprawią, że jednego dnia będzie ono w stanie ich tak mocno znienawidzić jak niegdyś kochać. Tak, to jest moje marzenie. Pomiędzy moim łóżkiem a posłaniem Jakuba było okno. Spojrzałem przez nie na księżyc, który oświetlał wszystko swym srebrnym blaskiem. Tyle światła wystarczyło mi do pisania o nocnej porze, nie używając przy tym lampki. Wokół niego świeciły jasne gwiazdy, które dodawały uroku tej jakże wyjątkowej nocy. Taki obraz uwielbiałem od zawsze. Dlaczego? Gdy widzisz nieskończoną ciemność przed sobą, uświadamiasz sobie wtedy, że jesteś tylko małym ziarenkiem dla świata. Twoje życie to nic nieznacząca cząstka wielkiego stworzenia. I właśnie to, fascynowało mnie w nocnym pejzażu. Niespodziewanie z rozmyślania wyrwał mnie głos chłopca z łóżka obok.
- Matt, czemu nie śpisz? - Spytał Jakub, przecierając zaspane oczy.
- Nie mogę... - Odpowiedziałem, kierując wzrok na ośmiolatka.
- Aha... - Chwilę myślał co powiedzieć, a ja w tym czasie ponownie zająłem się pisaniem słów na papierze.
- Mogę cię o coś spytać?
- Jasne. - Odparłem, na co chłopiec usiadł na łóżku, krzyżując nogi. Wpatrywał się we mnie swoimi błękitnymi ślepiami jak w obrazek. W końcu zadał dręczące go pytanie, które po wyjściu z jego ust, dało mu ulgę.
- Jak to jest mieć rodziców? - Spojrzałem na niego nijakim wzrokiem, nie wiedząc co powiedzieć. To było proste pytanie, ale niestety nie dla mnie. Wiedziałem, że pewnie chciałby usłyszeć opowieść o cudownych rodzicach i w ogóle, lecz nawet takiej bajki nie umiałem wymyślić. Co robić?
- No... - Zacząłem niepewnie. Wziąłem oddech i otwarłem usta, z których nie raczył ulecieć żaden dźwięk.
- Jak nie chcesz...
- Chcę - Przerwałem mu w połowie zdania. Nie chcę przecież, żeby był przeze mnie smutny. Zresztą ja nie chcę, żeby ktokolwiek przeze mnie cierpiał, chyba że na to zasługuje, to wtedy okej. Cóż... pozostało mi teraz tylko sięgnąć pamięcią w całe dzieciństwo i mu opowiedzieć.
- To było tak... - Zacząłem ponownie opowiadać, ale tym razem zamierzałem to skończyć. Odłożyłem to, co miałem w rękach na drewniany stolik koło swojego łóżka i mówiłem dalej, aż do momentu, kiedy coś postanowiło znowu pęknąć i rozwalić się na milion kawałków. Wiedziałem, że jak na jeden dzień, ucieczka była dużym wyczynem, a co dopiero dzielenie się jeszcze swoją historią ze wszystkimi, obcymi osobami. Czemu siebie nie posłuchałem? Teraz mam za swoje. Zamknąłem szybko oczy, czując balansujące łzy pod powiekami. Napiąłem wszystkie mięśnie, chciałem już, żeby to się skończyło. Dwa razy w ciągu dnia, to mimo wszystko był mój rekord.
- Przykro mi... - Odparł chłopiec, kładąc swoją rękę na moim ramieniu. Nie wiedziałem nawet, kiedy się znalazł obok mnie. Szybko opadająca klatka piersiowa zaczęła zwalniać swoje tempo, a mięśnie rozluźniały się coraz bardziej. Udało się, przetrwałem.
- Znajdziesz lepszych rodziców, na pewno. - Odparł, uśmiechając się delikatnie. Wciąż dochodząc do siebie, nie byłem w stanie na to odpowiedzieć. Odczekałem parę sekund, zamykając na ten czas oczy. Po ich otwarciu, ujrzałem smutnego chłopca. Patrzył wciąż na mnie w nadziei, że mi pomógł.
- Ale ty lepszych. - Odpowiedziałem, uśmiechając się lekko, bo tylko na zrobienie tego, miałem siły. Mały szatyn nie uwierzył chyba w to, co usłyszał i po chwili zastanowienia odparł zachrypniętym głosem:
- Ty chyba żartujesz. - Pokręciłem delikatnie głową. Chłopiec otworzył usta w niedowierzaniu. Trochę nie rozumiałem, co może być dziwnego w tym, że życzy się komuś lepszych rodziców od siebie. No cóż... nie muszę wszystkiego rozumieć.
- Matt... - Po minutowej ciszy, szatyn zabrał głos.
- Nawet nie wiesz jak dobrze, że cię poznałem. Ale i tak to ty zasługujesz na najlepszych rodziców. - Moje kąciki ust samowolnie się podniosły, słysząc słowa wypowiedziane przez prawie nieznanego mi kolegę. Znałem go zaledwie od paru godzin... to przecież nie jest za wiele czasu, a jednak może jest?!
- Dobra, chodźmy spać. - Dodał, podczas gdy ja, nie umiałem się otrząść po dawce dość dziwnych wrażeń.
- Dzięki... dobranoc. - Po chwili odpowiedziałem. Chłopiec uśmiechnął się i poszedł dalej spać. Patrzyłem jeszcze przez chwilę na niebo za oknem, przypominając sobie o wczorajszym śnie. Co, jeśli to on jest zaginionym duchem? Jeśli to właśnie dzięki niemu, choć na chwilę zapomniałem o bólu? Miałem taką nadzieję, że go odnalazłem.
- Matt, czemu nie śpisz? - Spytał Jakub, przecierając zaspane oczy.
- Nie mogę... - Odpowiedziałem, kierując wzrok na ośmiolatka.
- Aha... - Chwilę myślał co powiedzieć, a ja w tym czasie ponownie zająłem się pisaniem słów na papierze.
- Mogę cię o coś spytać?
- Jasne. - Odparłem, na co chłopiec usiadł na łóżku, krzyżując nogi. Wpatrywał się we mnie swoimi błękitnymi ślepiami jak w obrazek. W końcu zadał dręczące go pytanie, które po wyjściu z jego ust, dało mu ulgę.
- Jak to jest mieć rodziców? - Spojrzałem na niego nijakim wzrokiem, nie wiedząc co powiedzieć. To było proste pytanie, ale niestety nie dla mnie. Wiedziałem, że pewnie chciałby usłyszeć opowieść o cudownych rodzicach i w ogóle, lecz nawet takiej bajki nie umiałem wymyślić. Co robić?
- No... - Zacząłem niepewnie. Wziąłem oddech i otwarłem usta, z których nie raczył ulecieć żaden dźwięk.
- Jak nie chcesz...
- Chcę - Przerwałem mu w połowie zdania. Nie chcę przecież, żeby był przeze mnie smutny. Zresztą ja nie chcę, żeby ktokolwiek przeze mnie cierpiał, chyba że na to zasługuje, to wtedy okej. Cóż... pozostało mi teraz tylko sięgnąć pamięcią w całe dzieciństwo i mu opowiedzieć.
- To było tak... - Zacząłem ponownie opowiadać, ale tym razem zamierzałem to skończyć. Odłożyłem to, co miałem w rękach na drewniany stolik koło swojego łóżka i mówiłem dalej, aż do momentu, kiedy coś postanowiło znowu pęknąć i rozwalić się na milion kawałków. Wiedziałem, że jak na jeden dzień, ucieczka była dużym wyczynem, a co dopiero dzielenie się jeszcze swoją historią ze wszystkimi, obcymi osobami. Czemu siebie nie posłuchałem? Teraz mam za swoje. Zamknąłem szybko oczy, czując balansujące łzy pod powiekami. Napiąłem wszystkie mięśnie, chciałem już, żeby to się skończyło. Dwa razy w ciągu dnia, to mimo wszystko był mój rekord.
- Przykro mi... - Odparł chłopiec, kładąc swoją rękę na moim ramieniu. Nie wiedziałem nawet, kiedy się znalazł obok mnie. Szybko opadająca klatka piersiowa zaczęła zwalniać swoje tempo, a mięśnie rozluźniały się coraz bardziej. Udało się, przetrwałem.
- Znajdziesz lepszych rodziców, na pewno. - Odparł, uśmiechając się delikatnie. Wciąż dochodząc do siebie, nie byłem w stanie na to odpowiedzieć. Odczekałem parę sekund, zamykając na ten czas oczy. Po ich otwarciu, ujrzałem smutnego chłopca. Patrzył wciąż na mnie w nadziei, że mi pomógł.
- Ale ty lepszych. - Odpowiedziałem, uśmiechając się lekko, bo tylko na zrobienie tego, miałem siły. Mały szatyn nie uwierzył chyba w to, co usłyszał i po chwili zastanowienia odparł zachrypniętym głosem:
- Ty chyba żartujesz. - Pokręciłem delikatnie głową. Chłopiec otworzył usta w niedowierzaniu. Trochę nie rozumiałem, co może być dziwnego w tym, że życzy się komuś lepszych rodziców od siebie. No cóż... nie muszę wszystkiego rozumieć.
- Matt... - Po minutowej ciszy, szatyn zabrał głos.
- Nawet nie wiesz jak dobrze, że cię poznałem. Ale i tak to ty zasługujesz na najlepszych rodziców. - Moje kąciki ust samowolnie się podniosły, słysząc słowa wypowiedziane przez prawie nieznanego mi kolegę. Znałem go zaledwie od paru godzin... to przecież nie jest za wiele czasu, a jednak może jest?!
- Dobra, chodźmy spać. - Dodał, podczas gdy ja, nie umiałem się otrząść po dawce dość dziwnych wrażeń.
- Dzięki... dobranoc. - Po chwili odpowiedziałem. Chłopiec uśmiechnął się i poszedł dalej spać. Patrzyłem jeszcze przez chwilę na niebo za oknem, przypominając sobie o wczorajszym śnie. Co, jeśli to on jest zaginionym duchem? Jeśli to właśnie dzięki niemu, choć na chwilę zapomniałem o bólu? Miałem taką nadzieję, że go odnalazłem.
***
Następnego dnia, obudził mnie głos jednej z wychowawczyń domu dziecka.
- Matt wstajemy. Dzisiaj masz ważny dzień.
Ważny dzień? Co to ma znaczyć?!
- Przebierz się szybciutko i chodź na śniadanie. Potem omówimy resztę.
Podniosłem się z łóżka i pierwsze co zrobiłem to się przebrałem. Byłem trochę zdezorientowany, w końcu taka wiadomość już z samego rana? Poszedłem do jadalni, gdzie czekało na mnie śniadanie. Tylko dla mnie. Wszyscy już dawno powstawali z łóżek i zjedli posiłek, a w tej chwili mieli czas wolny. Zjadłem parę kanapek, które były na moim talerzu i odniosłem go do zlewu. Przyszedłem do holu, który był zarazem miejscem, gdzie siedziały w wolnym czasie pracownice tejże placówki.
- O już jesteś. - Uśmiechnęła się na mój widok kobieta, która wczorajszego wieczoru wyszła po mnie przed dom.
- Usiądź tutaj. Musimy niestety porozmawiać o paru sprawach, o których pewnie łatwo ci mówić nie będzie... - Zrobiłem to, co kazała. Zasiadłem na fotelu naprzeciwko niej i słuchałem z uwagą tego, co mówi.
***
Rozmowa trwała dobry kwadrans, jak nie więcej czasu. Pani pytała o wszystko, co było jej potrzebne. Zapisywała najważniejsze informacje na kartce, podczas gdy ja, najzwyczajniej w świecie opowiadałem jej swoją historię. Bez stresu, bez strachu... zupełnie jakby rodzina stała się dla mnie czymś obojętnym. Na końcu rozmowy otrzymałem informację, że zadzwonią do rodziców jak i na policję. Trochę grubsza akcja się z tego wytworzyła. Zresztą to było niezamierzone. Chciałem tylko uciec z koszmaru, nic więcej.
***
Po około godzinie, zawitała do naszego domu dziecka, policja. A właściwie para policjantów. Zostałem poproszony o przyjście do nich, w celu zapoznania się z dalszym moim losem.
- Dzień dobry... - przywitałem się cicho. Nie wiem czy mnie usłyszeli. Strach objął mnie w uścisk i nie chciał puścić. Sprawiał, że zaczynałem opadać z sił i ledwo stałem.
- Cześć Matt, ja jestem pani Kasia, a to jest pan Jacek. Słyszeliśmy, że uciekłeś z domu... - Kiwnąłem niepewnie głową.
- Pewnie się nas boisz, ale uwierz, nie chcemy ci zrobić krzywdy. Możesz usiądziemy? - Policjantka usiadła na fotelu bliżej drzwi wejściowych, a ja na tym dalszym. Policjant, który z nią przyszedł stał obok niej z notatnikiem i długopisem w rękach. Wychowawczyni, która widziała całe wczorajsze zdarzenie, towarzyszyła mi cały czas.
- Mam tutaj pewnego rodzaju zeznania, które przed chwilą spisaliśmy. - Wtrąciła się pracownica domu, podczas gdy policjantka otworzyła już usta, by zapewne zadać pytanie o to, co się wczoraj wydarzyło.
- Ach... dziękuję. - Odparła kobieta, biorąc do ręki kartkę. Przeczytała tekst uważnie. Spojrzała na mnie współczującym wzrokiem, ale mimo wszystko trochę podejrzliwym.
- To prawda? - Kiwnąłem delikatnie głową, nie spuszczając spojrzenia z policjantki. Westchnęła, po czym popatrzyła na swojego kolegę i wręczyła mu papier. Czytając moje zeznania, nie dał po sobie poznać, że to go chociaż trochę porusza. Zachował kamienną twarz do końca. Odłożył kartkę na stół i popatrzył w kierunku partnerki.
- Khm... Bito cię?
- Czasem.
- A kiedy ostatni raz?
- Wtedy, kiedy się postawiłem.
- Hm... to pewnie było dawno i znaków nie ma. Ale zrobimy to tak. Postaramy się zrobić co w naszej mocy, żeby odebrać twoim rodzicom prawa rodzicielskie. Wtedy po pomyślnym przebiegu rozprawy, zamieszkasz tutaj na stałe. A dziś... - Kobieta musiała się chwilę zastanowić nad dokończeniem zdania. - Zostaniesz tutaj. Bierzemy to na siebie. A teraz musimy szybko zgłosić tą sprawę na posterunek. Dziękujemy za rozmowę i do widzenia.
Policjanci pożegnali się i wyszli. Czyżby to oznaczało, że mam po swojej stronie parę osób, które postarają się o to, żebym już nie wrócił do swojego domu? A raczej koszmaru, bo to nie był normalny dom.
- Udało się. - Wychowawczyni uśmiechnęła się radośnie, co udzieliło się również mi.
- Wracaj teraz do reszty Matt. Spokojnie możesz się bawić. Już tam nie wrócisz. - Zapewniła, biorąc mnie za rękę i zaprowadziwszy mnie do salonu, poszła otworzyć drzwi. Nie może być minuty spokoju?
- Matt! - Usłyszałem głos Jakuba. Spojrzałem nie niego, gdy ten właśnie stanął przede mną.
- Czemu policjanci do ciebie przyszli?
- Uciekłem z domu. To dlatego.
- Aha... okej. A kim są ci ludzie? - Spytał, wskazując na osoby za mną. Odwróciłem się. Nie był to widok, jaki chciałem w tej chwili ujrzeć.
- Pewnie się nas boisz, ale uwierz, nie chcemy ci zrobić krzywdy. Możesz usiądziemy? - Policjantka usiadła na fotelu bliżej drzwi wejściowych, a ja na tym dalszym. Policjant, który z nią przyszedł stał obok niej z notatnikiem i długopisem w rękach. Wychowawczyni, która widziała całe wczorajsze zdarzenie, towarzyszyła mi cały czas.
- Mam tutaj pewnego rodzaju zeznania, które przed chwilą spisaliśmy. - Wtrąciła się pracownica domu, podczas gdy policjantka otworzyła już usta, by zapewne zadać pytanie o to, co się wczoraj wydarzyło.
- Ach... dziękuję. - Odparła kobieta, biorąc do ręki kartkę. Przeczytała tekst uważnie. Spojrzała na mnie współczującym wzrokiem, ale mimo wszystko trochę podejrzliwym.
- To prawda? - Kiwnąłem delikatnie głową, nie spuszczając spojrzenia z policjantki. Westchnęła, po czym popatrzyła na swojego kolegę i wręczyła mu papier. Czytając moje zeznania, nie dał po sobie poznać, że to go chociaż trochę porusza. Zachował kamienną twarz do końca. Odłożył kartkę na stół i popatrzył w kierunku partnerki.
- Khm... Bito cię?
- Czasem.
- A kiedy ostatni raz?
- Wtedy, kiedy się postawiłem.
- Hm... to pewnie było dawno i znaków nie ma. Ale zrobimy to tak. Postaramy się zrobić co w naszej mocy, żeby odebrać twoim rodzicom prawa rodzicielskie. Wtedy po pomyślnym przebiegu rozprawy, zamieszkasz tutaj na stałe. A dziś... - Kobieta musiała się chwilę zastanowić nad dokończeniem zdania. - Zostaniesz tutaj. Bierzemy to na siebie. A teraz musimy szybko zgłosić tą sprawę na posterunek. Dziękujemy za rozmowę i do widzenia.
Policjanci pożegnali się i wyszli. Czyżby to oznaczało, że mam po swojej stronie parę osób, które postarają się o to, żebym już nie wrócił do swojego domu? A raczej koszmaru, bo to nie był normalny dom.
- Udało się. - Wychowawczyni uśmiechnęła się radośnie, co udzieliło się również mi.
- Wracaj teraz do reszty Matt. Spokojnie możesz się bawić. Już tam nie wrócisz. - Zapewniła, biorąc mnie za rękę i zaprowadziwszy mnie do salonu, poszła otworzyć drzwi. Nie może być minuty spokoju?
- Matt! - Usłyszałem głos Jakuba. Spojrzałem nie niego, gdy ten właśnie stanął przede mną.
- Czemu policjanci do ciebie przyszli?
- Uciekłem z domu. To dlatego.
- Aha... okej. A kim są ci ludzie? - Spytał, wskazując na osoby za mną. Odwróciłem się. Nie był to widok, jaki chciałem w tej chwili ujrzeć.
Hello! It's me!
OdpowiedzUsuńZnów spóźniona xD
Juz się zaczęłam cieszyć, że Matt będzie miał spokój a tu proszę... Czy tam są ci o których ja myślę że są?
Hello!
UsuńBosh... moje tempo odpisywania jak i pamięć jest jednak zabójcza. Przepraszam, że nie odpisuję wcześniej. Miałem to w głowie, ale jak widać, pamięć lubi zawodzić. x.x
Matt już niedługo doczeka się spokoju. :) A tamci to chyba są ci, o których myślisz. :D Dziękuję za komentarz!