Przeczytałem list do rodziców własnego autorstwa, stwierdzając na końcu, iż wyszło tak jak zamierzałem, więc wszystko jest gotowe, można uciekać. Wziąłem głęboki oddech, obmyślając dokładniej plan ucieczki. Pora była jeszcze wczesna, więc lepiej było poczekać do wieczora. To ustaliłem na wstępie, później dochodząc do wniosku, że resztą będzie spontaniczne działanie.
***
Ciemność powoli ogarniała miasto, walcząc z ostatkami światłości na niebie. Ich działanie było doskonałym odzwierciedleniem tego, co działo się w sercu chłopca. Ekscytacja biła się zaciekle ze strachem, ale ich bitwa pozostała nierozstrzygnięta. Gdy wskazówki zegara pokazały godzinę dwudziestą, zaczęło się to, co miało być końcem piekła, a początkiem normalnego życia.
- Pozmywaj te naczynia. Masz parę…
Rozkazał mu ojciec, nie podejrzewając zupełnie nic. Chłopiec trzymał nerwy na wodzy. Teraz najchętniej by odmówił lub powiedział parę słów za dużo, ale dziś tego nie zrobił. Kiedy ojciec siedział już w swoim salonie z piwem w ręku, oglądając jakże ciekawą porcję kolejnych wiadomości ze świata, dziecko wzięło się grzecznie do pracy. Nalało gorącą wodę do zlewu, dodając do niej rumiankowego płynu. Kilka jego kropel znalazło się na zielonej gąbce i już po chwili wszystko było gotowe. Chłopiec nie zanurzył rąk w wodzie, wiedział co ma robić. Nie było to usługiwanie ojcu, za które nigdy prostego dziękuję nie otrzymał. Nie, to nie to.
- Idę po nowy płyn, bo ten się skończył…
Odparł chłopiec, podchodząc do progu salonu, znajdującego się parę kroków od kuchni. Ojciec nawet go nie zauważył, był za bardzo wpatrzony w telewizję. W rzeczywistości płynu w butelce było jeszcze sporo, lecz miał być to prosty pretekst do odejścia na bezpieczną odległość i przejścia do następnej części spontanicznego planu. Poszedł więc w stronę łazienki, lecz skręcił w odpowiednim momencie do swojego pokoju. Stamtąd wziął plecak, kładąc wcześniej na biurku list, który napisał z rana. Następnie ruszył do przedpokoju, gdzie po cichu założył na nogi znoszone trampki i ostrożnie wymknął się z domu.
***
Będąc już na zewnątrz, pierwszą rzeczą jaką zrobiłem, było zaczerpnięcie świeżego powietrza, które dziś miało w sobie nutę niezwykłości. Czuło się w nim delikatność, brak jakichkolwiek negatywnych emocji i co najważniejsze… smakowało wolnością. W moim wnętrzu natomiast zagościła radość. Utracona dawno temu, dziś jednak na nowo powróciła. Do mnie, tego małego, bezbronnego człowieczka na zaludnionej planecie, który szuka na niej swojego miejsca. Kim jestem? Złapałem się za kieszenie, ale nigdzie nie znalazłem legitymacji szkolnej. Może bez niej też mnie przyjmą? Uświadomiłem sobie, że nie mam czasu na rozmyślenia, choć trzeba przyznać, że uwielbiam to robić. Ruszyłem biegiem przed siebie, byle zniknąć z pola widzenia ojca, który z okna nie mógłby za daleko wyjrzeć. Dwie ulice dalej przeszedłem do chodu. Stojąc na światłach, wyciągnąłem telefon z kieszeni. Nie było żadnych nieodebranych połączeń ani smsów. Mogłem odetchnąć z ulgą, będąc już ładnych paręset metrów od starego domu. Wyłączyłem sprzęt i schowałem go ponownie do kieszeni. Nie chciałem więcej się martwić tym, że ktoś będzie dzwonił do mnie i pytał gdzie jestem. Chciałem zerwać z nimi jakikolwiek kontakt raz na zawsze. Gdy zaświeciło się zielone światło, ruszyłem ostrożnie, zwracając szczególną uwagę na samochody, zatrzymujące się przed pasami. Szedłem spokojnie, przemierzając kolejne ulice miasta i rozkoszując się pięknym jego widokiem nocą. W końcu tereny, które znałem były za mną. Teraz rozpoczęło się szukanie celu na mapach lub… pytanie ludzi o drogę. Druga opcja raczej nie wchodziła w grę, chociaż niedługo potem była jedyną możliwą. Jak zawsze bałem się podejść do kogokolwiek, tak w tym dniu przełamałem się i z niesamowitą łatwością pytałem każdą osobę o drogę. Było już blisko. Ostatnie trzy ulice, a po nich miał ukazać się mój dom. Miał, lecz to, przed czym stanąłem w jednej chwili rozwiało moje myśli z nim związane. Miejsce oddalone od centrum miasta o jakieś może parę kilometrów…
- Powinno być zadbane, prawda?
Pytałem siebie w duchu, czekając na pozytywną odpowiedź. Droga przede mną była słabo oświetlona, swoim zapachem odstraszała od samego początku. Budynki stojące na niej definitywnie powinny pójść do remontu, a przechodnie… raczej ich brak przerażał mnie jeszcze bardziej. Zacisnąłem mocno usta, zamknąłem oczy, zatkałem nos, a to wszystko, by wykonać jeden, maleńki krok na przód, który kosztował więcej sił niż cała podróż. Rozluźniłem ciało, zbierając energię na następny ruch. Patrzyłem przed siebie, próbując odnaleźć światło, które byłoby punktem zaczepienia. Udało się. Całkiem niedaleko, widać było krótkie jego przebłyski. Otoczenie w ani jednym procencie nie wyglądało miło, więc postanowiłem przebiec przez koszmarną drogę, nie zwracając uwagi na nic. Co ma się stać, to się stanie. Nogi ruszyły, a za nimi reszta ciała. Światło było już blisko, tak już tutaj. Wyłoniłem się z ciemnej ulicy niczym straszny potwór z bajki. Byłem z siebie dumny, że samodzielnie pokonałem strach. Prosta, zakręt i ostatnie parę metrów, tyle mi zostało drogi. Pokonałem ją szybko, chcąc znaleźć się w środku domu, aby odpocząć. Moim oczom ukazał się żółty dom, niby niczym się nieróżniący od pozostałych, ale jednak. Ten dawał nadzieję na znalezienie kochającej rodziny. Na samą myśl o niej, poczułem lekkie ukłucie w sercu. Wiąże mnie z nimi coś więcej niż krew? Stanąłem przed czarną, zdobioną bramą, obok której był domofon. Przed paroma sekundami zrobiłbym to natychmiast, nacisnąłbym guzik i opowiedział swoją historię. Czemu tego nie zrobię? Cała moja pewność siebie uleciała. W głowie pojawił się chaos. Wiele wspomnień z dzieciństwa od tak wróciło, sprawiając że przez chwilę nie byłem obecny w rzeczywistości. Dlaczego mój mózg to robi? Chciałem tylko raz na zawsze zapomnieć… o tym… o nich. Nie wiedziałem nawet kiedy, z moich oczu zaczęły wypływać słone krople. Marzyłem już tylko o jednym. Sen, tego mi trzeba. Nie miałem sił na walkę z przeszłością, która ciągle próbowała przejść do teraźniejszości. Przetarłem zmęczone oczy i drżącą ręką nacisnąłem przycisk domofonu. Nie byłem do końca świadomy tego, co robię, ale potrzeba odpoczynku popchnęła mnie ku temu bez mojej zgody. Ze słuchawki wydobył się kobiecy głos.
- Halo?
Cisza. Odpowiedzi u mnie można było szukać na marne. Ciało zostało sparaliżowane przez strach. Nie umiałem wydać z siebie żadnego dźwięku.
- Ktoś tam jest? – Zapytała pani. Chciałem odpowiedzieć. Naprawdę…
- Je… - Wyjąkałem, będąc w szoku, że cokolwiek wyszło z moich ust.
- Zaczekaj.
Nie miałem najmniejszego zamiaru się stąd ruszać. Zaraz, zaraz… czyżby ta pani miała jakiś specjalnie wyczulony słuch? Przecież nie wyszłaby tylko przez to, że usłyszała przerażone jęknięcie dziecka. Po chwili, drzwi domu się otworzyły, a z nich wyszła młoda kobieta. Podeszła do furtki, przed którą stałem.
- Hej, zgubiłeś się?
Zamiast jej odpowiedzieć, wpatrywałem się w nią jakbym zobaczył coś dziwnego. Mogłem tylko się domyślać, co sobie w tej chwili o mnie myślała. Stało przed nią takie nieporadne dziecko, z którym nie było żadnego kontaktu. Oderwane od rzeczywistości, jakby żyło we własnym świecie. Z każdą próbą spojrzenia mi w oczy, one uciekały w przeciwnym kierunku. Nie byłem w stanie wytrzymać jakiegokolwiek wzroku na sobie.
- Odpowiesz mi? Nic ci nie zrobię. – Zapewniła kobieta, otwierając furtkę. Po długim czasie wpatrywania się w nią, opuściłem głowę i zamknąłem powieki. Czułem, że znów zaczynam spadać. Tylko, że tym razem osoby, które za tym stały, były daleko. Niekontrolowanie zacisnąłem mocno dłonie w pięści, całe ciało się wyprężyło, usta stworzyły jedną linię, oddech przyspieszył, a z oczu zaczęły płynąć gorzkie łzy. Próbowałem je zatrzymać, tak jak resztę. Nie umiałem. Byłem za słaby. A to wszystko na oczach obcej osoby. Wspaniale! Gdybym znalazł miejsce w sobie, duma na pewno by je zajęła. Niespodziewanie poczułem, jak ktoś bierze moje ciało w uścisk, głowę przykładając do ramienia.
- Spokojnie. Uspokój się kochanie. – Głos kobiety zdawał się przerwać mój koszmar. Z każdą sekundą wszystko wracało do normalności. Otworzyłem powoli oczy, oglądając z bliska jej twarz. Przełknąłem ślinę i delikatnie spróbowałem się uwolnić z jej uścisku.
- Ja prze…
- Nic się nie stało. Chodź do środka.
Ruszyłem za panią, po drodze doprowadzając się do ładu. Przechodząc przez próg domu, czułem się niepewnie.
- Witamy naszego gościa. Jak ci na imię?
Zza ściany, oddzielającej przedpokój od pokoju zabaw, wyłoniła się starsza pani z uśmiechem na twarzy. Podeszła do mnie, wprowadzając w głąb holu.
- Mat…
- Dziękuję za informację. Powiedz mi jeszcze, co cię tu sprowadziło?
Odbyłem z pracownicą domu rozmowę o rzeczach podstawowych i tej najważniejszej, czyli dlaczego uciekłem. Bałem się tego, że będę musiał wracać do domu, ale tu natrafiłem na zaskoczenie. Młodsza pani, zaprowadziła mnie do pokoju, w którym miałem zamieszkać. Nie na jeden dzień, ale na dłużej. Zapewniła, że więcej do domu nie wrócę, a to wszystko przez to, co zobaczyła przed domem. To nie było normalne. Byłem tego w pełni świadomy. W pokoju przedstawiła mnie koledze, któremu na imię było Jakub. Byliśmy rówieśnikami, więc miałem nadzieję, że się z nim dogadam. Zbliżała się pora kolacji, wszyscy zebrali się w jadalni. Tam zostałem przedstawiony domownikom, po czym przeszliśmy do konsumpcji posiłków.
Heej. Wybacz to spóźnienie, ale ostatnio miałam sporo na glowie i zapowiada sie tego jeszcze więcej.
OdpowiedzUsuńTak dobrze opisałeś emocje, że serce mi waliło gdy mały wędrował przez te ulice ;)
Hej, dziękuję za komentarz i cieszę się, że coś takiego udało mi się w Tobie wywołać. :) Więcej czasu i czego tam będziesz potrzebować jak tak, żebyś sobie poradziła. ;)
Usuń