Muzyka

1.04.2016

Rozdział 5



- Wracaj teraz do reszty Matt. Spokojnie możesz się bawić. Już tam nie wrócisz. - Zapewniła, biorąc mnie za rękę i zaprowadziwszy do salonu, poszła otworzyć drzwi. Nie może być minuty spokoju?
- Matt! - Usłyszałem głos Jakuba. Spojrzałem nie niego, gdy ten właśnie stanął przede mną.
- Czemu policjanci do ciebie przyszli?
- Uciekłem z domu. To dlatego.
- Aha... okej. A kim są ci ludzie? - Spytał, wskazując na osoby za mną. Odwróciłem się. Nie był to widok, jaki chciałem w tej chwili ujrzeć.

- O! Znaleźliście go! Jak dobrze. - Uśmiechnęła się na mój widok mama. Gdy patrzyłem na nią i ojca, musiałem z wrażenia przełknąć gulę, jaka wytworzyła się w gardle. Zdziwienie? Ba, w tej chwili czułem jakby cały grunt pod moimi stopami się zawalił.
- Matt, chodź do domu. - Odparła, wyciągając do mnie rękę. Spojrzałem ze łzami w oczach na młodą panią z domu dziecka, która stała obok nich i smutnym wzrokiem patrzyła na moją osobę. Mam wracać? Czemu?! Ale ja... ja nie chcę. Nie tam. Zacisnąłem mocno zęby, wziąłem głęboki oddech i już miałem ruszać do matki, gdy wychowawczyni w porę zareagowała.
- Państwo najpierw pozwolą do pokoju. Musimy porozmawiać. - Oznajmiła, uśmiechając się do mnie. Dorośli ruszyli do wskazanego miejsca, zostawiając mnie w spokoju. Przez chwilę stałem jeszcze nieruchomo. Przed oczami miałem tylko obraz rodziców. Są tutaj. Przyszli po mnie. Nawet on... Na samą myśl o tym tyranie, zachciało mi się płakać.
- Matt. Już okej? - Spytał zaniepokojony Kuba, kładąc rękę na moim ramieniu. Wciąż jest przy mnie.
- Tak... - Odpowiedziałem cicho, uspokajając się powoli. Cały mój świat w jednej chwili runął. Przez parę godzin próbowałem go odbudowywać, cegiełka po cegiełce, ale oni musieli przyjść i zburzyć moją pracę. Ja nie chcę... nie chcę już ich nigdy więcej widzieć. Czy to takie trudne zniknąć z czyjegoś życia?
- Pokażesz mi swoje autka? - Spojrzałem w zdziwieniu na chłopca, który z nadzieją patrzył w moje zobojętniałe oczy. Jemu należy się order za to, że nigdy jej nie utracił. Może dzięki niemu uda mi się ją odzyskać? Kiwnąłem głową, po czym chłopiec chwycił mnie za rękę i zaprowadził do wspólnego pokoju. Wyciągnąłem więc z plecaka parę ulubionych samochodzików, o które prosił Kuba.
- Są super! - Odparł radosnym głosem, przyjemnie oddziałującym na moje uszy. Wziął do ręki żółtego resoraka, pokrytego od przedniego zderzaka dwoma czarnymi pasami i zaczął nim jeździć po stoliku. Miło było widzieć, jak komuś podoba się to samo, co mi.
- Matt? - Odwróciłem się prędko w kierunku usłyszanego głosu.
- Możesz tutaj podejść? - Kiwnąłem głową i ruszyłem do wychowawczyni. W pokoju, gdzie powinni być rodzice, ich nie było.
- Nie ma ich, spokojnie. Następnym razem, zobaczysz ich może dopiero na rozprawie. A ona będzie za tydzień. - Zmarszczyłem czoło, nie wiedząc za bardzo, o co pani chodzi. Dlaczego „może”?
- Może, bo staramy się o to, żebyś nie musiał uczestniczyć w rozprawie bezpośrednio, tylko żebyś przyglądał się z pokoiku z panią psycholog. Tak będzie lepiej. - Kiwnąłem twierdząco głową, dając znak, że zrozumiałem.
- Teraz jesteś wolny, wracaj do Kuby, bo chyba ten się już niecierpliwi. - Zaśmiała się pani, puszczając mi oczko. Wróciłem więc do pokoju, gdzie kontynuowaliśmy zabawę.

***

Tydzień później

W tamtej chwili byłem jednym, wielkim kłębkiem nerwów. Rozprawa się rozpoczęła. Rodzice siedzieli na sali, a ja z panią psycholog w małym pokoiku. Uprzednio musiałem przejść z nią krótką rozmowę, w której stwierdziła, że powinienem zostać tutaj. Moje zeznania były nagrane odpowiednio wcześniej, tak więc nie martwiłem się o to, że miałbym coś za parę minut mówić. Zresztą, chyba w tej chwili nie wyszłoby żadne słowo z moich ust. Oskarżenia zostały przedstawione. Oczywiście rodzice byli bardzo zdziwieni, że to ich dotyczy. Najpierw mama została poproszona o wyjaśnienia, w które sam przyznaję, że bym nawet uwierzył. Po niej, tłumaczył się ojciec. Każde jego słowo brzmiało dla mnie jak śmierdzące kłamstwo. Szkoda, że nie powiedział tutaj o tym, jak bardzo go biłem w domu. Ja... biłem swojego ojca w wieku ledwie siedmiu lat. Tak, to brzmi naprawdę poważnie. Przez to myślałem, że zaraz wybuchnę śmiechem. Po jego jakże pięknej, bajkowej wręcz przemowie, puszczono nagranie z moimi zeznaniami. Miny rodziców były bezcenne. Ojciec był na skraju wytrzymałości. Widać było, że się z tym nie zgadza. No tak, przecież dziecko tylko i wyłącznie zmyśla jakieś bajeczki, ono nigdy nie mówi prawdy, czyż nie? Dla ojca nie było takiego czegoś jak sprzeciw dziecka. No, chyba że byłeś wszystkimi, tylko nie mną. Najmłodszy spośród piątki dzieci, nieśmiały, małomówny, cichy jak myszka, chłopiec. Tak, to ja. Ten najgorszy bachor, który stawiał się, gdy coś mu nie pasowało. Nie był jak reszta. Nie ulegał ojcu od tak. A to wszystko przez sposób w jaki ojciec traktował matkę. Zrób, posprzątaj, bez żadnego proszę czy dziękuję... to u niego podstawa. Ale jak już to zrobiła, jemu coś wiecznie nie pasowało. Zawsze nasuwało mi się wtedy pytanie, czemu do cholery on sam tego nie zrobi? Przecież sam najlepiej wiedział jak powinno to i owo wyglądać w jego własnych oczach. Przepracowałby się? Cóż, może bardziej by docenił wysiłek mamy w prowadzenie domu. Zamyśliłem się zbytnio, przez co prawie bym przegapił koniec rozprawy. Na ekranie pojawiło się zbliżenie na sędziego. W tej chwili miał ogłosić wyrok. To od niego zależało moje dalsze życie. Albo koszmarne w domowym więzieniu, albo nowe, lepsze w innej rodzinie, bo przecież do tego dążę.
- ...co oznacza, iż sąd odbiera biologicznym rodzicom dziecka, prawa rodzicielskie...
Ścisnąłem mocniej z wrażenia podłokietniki skórzanego fotela, na którym siedziałem. To oznacza jedno... wolność! Znaczy, tak nie do końca, ale mimo wszystko większa wolność niż ta w domu!
- Gratulacje Matt. - Uśmiechnęła się starsza pani psycholog, widząc moją podekscytowaną minę.
- Dziękuję! - Odpowiedziałem, wstając z fotela. Chciałem już jak najszybciej stąd wyjść i wrócić do domu dziecka.
- Chwilę musisz poczekać. Pani po ciebie przyjdzie. - Kiwnąłem głową, siadając ponownie w wygodnym fotelu. Czekałem na nią z niecierpliwością. Po minucie, weszła do pokoju, oznajmiając:
- Wygraliśmy! - Podbiegłem do niej i uściskałem z radości.
- Ja... ja dziękuję. - Odparłem, jąkając się trochę. Pierwszy raz w życiu nie było to przez to, że się bałem. Znałem już tą panią wystarczająco dobrze, żeby się jej bać. Wszystko to było z podekscytowania, które w głowie tworzyło chaos, a co za tym idzie, utrudniało dobór słów.
- Ależ nie ma za co Matt. Chodź teraz, bo nie wiem czy wiesz, ale ktoś na ciebie czeka w domu. - Ja miałbym tego nie wiedzieć?! Już czekałem tylko na ten moment, żeby przekroczyć próg domu i usłyszeć coś typu „Czekałem na ciebie!”. Tak, tego mi teraz trzeba.


***


Chłopiec jak co dzień bawił się w salonie. Był weekend. Dwa spokojne dni, ale mimo wszystko nie do końca. W piękny sobotni poranek do domu dziecka zawitała młoda para. Miała tylko zdecydować które dziecko chce zaadoptować, później wypełnić resztę formalności, po czym będzie mogła cieszyć się ze szczęśliwego malucha w domu. Z daleka przyglądali się dzieciom bawiącym się w salonie. Ich oczom nie umknął nawet on. Mały brunet w kąciku, którego cała uwaga była skoncentrowana na resoraku. Dlaczego był sam? Jakub dokładnie wczorajszego dnia, znalazł swoją rodzinę zastępczą, dlatego Matt nie miał już kompana do zabaw. Od tej pory musiał sam sobie radzić. Niestety nie za dobrze mu to wychodziło. Nic nie było takie samo. Posiłki, zabawy... brakowało mu tej wiecznie uśmiechniętej twarzyczki, która go rozweselała, gdy było mu smutno. Chłopiec bardzo się z nim zżył przez ten krótki czas. Jednak wiedział jedno. Jeśli jego kompan jest szczęśliwy, on też musi być. Tak to już w zwyczaju bywa. Tylko co można poradzić, gdy nie ma się ochoty na nic? Nawet na zapoznanie się z kimś nowym, innym. Dokładnie tak, jak Matthew z dziećmi z domu dziecka. Wolał sam siedzieć w kąciku i się bawić niż chociaż spróbować poznać któreś z nich. Będąc pochłoniętym zabawą autkiem, nie wiedział, że ktoś go obserwuje. Był oderwany od rzeczywistości. Uwielbiał zresztą być w swoim wyimaginowanym świecie, gdzie zbudował swoją własną społeczność zupełnie od podstaw. W nim odnajdował spokój i harmonię. Niespodziewanie stało się coś, co przykuło uwagę większości dzieci, bawiących się w salonie jak i młodej pary. W pokoju było słychać tylko ciche rozmowy, czy też odgłosy uderzających o siebie resoraków. Niby to normalne. Tak jak to, że samochodzik bruneta upadł na podłogę, wywołując mały hałas, który powinien być zlekceważony przez wszystkich. Chłopiec, niczego nieświadomy, podniósł go i kontynuował zabawę. Cały czas był w swoim świecie. W rzeczywistości jednak, większość dzieci spoglądała na niego ze zdziwieniem. Nie znali go, ale czuli, że szybko znajdzie rodzinę. Dlaczego? Para, która bacznie obserwowała dzieci, cicho się zaśmiała, widząc skupionego tylko na swojej zabawce chłopca. Wychowankowie wiedzieli, co to może oznaczać. Zbyt wiele par widzieli podczas swojego pobytu w domu dziecka, aby nie rozumieć pewnych zachowań przyszłych rodziców. Chwilę po tym wydarzeniu, dorośli zniknęli. Zupełnie jakby rozpłynęli się w powietrzu. A dzieci? Większość wciąż patrzyła na bruneta, za to mniejszość, składająca się z pięciu osób, nie zwracała na niego uwagi. Chłopiec po paru sekundach od zniknięcia pary, wrócił do rzeczywistości, rozglądając się wokół. Dziwiła go cisza panująca w pomieszczeniu. Widząc oczy wpatrujące się w niego, był nieco przerażony. Nie wiedział bowiem, czym sobie na to zasłużył. Z każdą sekundą ta sytuacja coraz bardziej go przytłaczała. Błądził wzrokiem po wszystkich dzieciach. Nagle jego oddech gwałtownie przyspieszył. Wszystkie mięśnie się napięły, oczy zaczęły piec od napływających łez. Dręczyło go tylko jedno pytanie, czym sobie zasłużył na to? Opuścił wzrok i ruszył przed siebie. Do swojego pokoju. Tam czuł się bezpiecznie. Położył się na łóżku i zasnął, zapominając na ten czas o tym wydarzeniu.


***

- Pobudka śpiochu! - Krzyknęła radośnie moja wychowawczyni.
Przetarłem oczy, podnosząc się z łóżka. Spojrzałem na nią pytającym wzrokiem, obserwując wcześniej jej dosyć niecodzienną ekscytację obudzeniem mojej osoby.
- Mam dla ciebie niespodziankę, ale muszę ci ją zdradzić już teraz.
Nie zrozumiałem ani słowa. No, może z wyjątkiem niespodzianki. Chociaż? W ogóle nie wiedziałem o co pani chodzi.
- Słuchaj maluszku... 

                                    
Witajcie!
Na wstępie chcę was przeprosić za długą przerwę, która była spowodowana szkołą, trochę brakiem weny i czasu, ale już chyba wróci to do normy. Tak przynajmniej myślę.
Tyle z moich przeprosin. Jak się wam podoba część? Opowiadanie dopiero się rozkręca, więc myślę, że niedługo będzie więcej akcji. :)
Zapraszam do komentowania i polecania bloga! /Liam

2 komentarze:

  1. Wygrali! Jeej! :D
    Matt nareszcie jest wolny. Szkoda tylko, że Jakuba już z nim nie ma... Znaczy szkoda... Szkoda, bo chłopcy nie są razem, ale fajnie że chociaż Kuba znalazł dom.
    Mam nadzieję, że i Matt niedługo znajdzie kochającą rodzinę :3

    OdpowiedzUsuń

Theme by Violett