Muzyka

1.03.2016

Rozdział 2



Czas jest lekarstwem, jeśli dobrze go wykorzystasz, jeśli nie, będzie trucizną, która Cię wkrótce zabije.

– Nie, nie chcę wracać. Proszę, tylko nie teraz! – We śnie dziecko krzyczało, w rzeczywistości jednak, spało spokojnie.
– Błagam… – Odparło cicho, krztusząc się łzami, które wypływały potokiem z jego oczu. Znalazło się za wielką, świecącą bramą. Upadło na kolana, błagając o ponowne wpuszczenie go do środka.
– Aniele! – Krzyknęło z całych sił, napełniając wcześniej powietrzem swoje niewielkie płuca do maksimum. Popatrzyło na drzwi, które ani drgnęły.
– Chciałem znać tylko twoje imię… – Szepnęło z żalem w głosie, czując, witającą jego serce, pustkę. Nie zamieszkała jednak w całym organie, lecz tylko w połowie. Dziecko ponownie załkało, nie wiedziało, co ma już począć. Czuło się bezradne i takie też było. Skazane na działanie czasu…
Czekająca w ukryciu zmora, wszystko słyszała i obserwowała z daleka. Nie chciała, by to dziecko płakało, a już na pewno nie przez nią. Chęci miała wielkie, lecz zabroniono jej podejmowania jakichkolwiek działań, dążących do spotkania się z chłopcem. Na to miał przyjść odpowiedni czas. Parę metrów za duchem była dźwignia, odsyłająca dusze, które zakończyły drogę, z powrotem do rzeczywistości. Zmora podeszła do niej i drżącą dłonią pociągnęła za rączkę, po czym usłyszała dźwięk pracującego mechanizmu. Chłopiec wrócił duszą na Ziemię, do swojego ciała. Duch zrobił to samo, bo nie był mieszkańcem tamtejszej krainy. On też miał prawdziwą, człowieczą postać, żyjącą na ziemskiej planecie.

*Oczami Matta*

Obudziłem się po niesamowitym śnie, który był niezwykle dziwny. Czułem jakby nieokreślona moc, dodała mi sił do życia. Na jeden, może dwa dni, ale dała. Wstałem z łóżka, cały czas rozmyślając o tym, co widziałem. Nie dawało mi spokoju to, że nie znałem imienia ducha, a już tym bardziej nie wiedziałem gdzie go szukać. Może istnieje tylko tam we śnie? Usiadłem na brzegu łóżka, wcześniej odkrywając się z kołdry. Zacząłem tego żałować, bo już po chwili czułem przeszywające zimno. Wstałem, czym prędzej ruszając do szafy, z której wyciągnąłem bluzkę, ciepły polar oraz czarne dresy i nowe skarpetki, które dostałem niedawno na gwiazdkę. Przebrałem się szybko, czując przyjemne ocieplenie na skórze. Otworzyłem białe drzwi pokoju, słysząc od razu głosy prezenterów wiadomości z telewizji w salonie. Zanim tam jednak doszedłem, ruszyłem na poranną toaletę. Przywitałem się z ojcem krótkim „cześć” i usiadłem parę metrów od niego na czerwonej pufie. Udawałem, że wiadomości, które leciały oczywiście od rana do wieczora, mnie interesują. Ruszyłem do kuchni, gdzie przygotowałem sobie płatki na śniadanie. Jedyna zupa, którą sam umiałem zrobić, ale czego można oczekiwać od zwykłego ośmiolatka? Usiadłem koło ojca i zacząłem jeść, rozkoszując się ich czekoladowym smakiem w ustach. Po chwili mama wróciła ze sklepu z torbami wypełnionymi zakupami po brzegi. Skończyłem konsumpcję posiłku i pomogłem jej je rozpakować. Wszystko w tym dniu przebiegało normalnie, jak przystało na zwykłą rodzinę. Było za pięknie. Wróciłem do swojego pokoju, włączając komputer. Nie minęła minuta od tego, a już usłyszałem pierwsze oskarżenia matki w stronę ojca. Słuchając jej wypowiedzi, byłem nawet za nią, bo słusznie stwierdziła, że nic w domu nie robi. Wróć, chciałem powiedzieć robi bardzo wiele. Naprawia co trzeba, ale żeby pomóc jakoś bardziej mamie to nie. Kto by się tym przejmował? On? Na pewno nie. Niestety późniejsze słowa rodzicielki, zmieniły całkowicie moje zdanie.
– Czemu ty przeciągasz naszego syna na swoją stronę? Już tamtym dzieciom zamieszałeś w głowie, a teraz jeszcze temu?
Przełknąłem ślinę, nie wierząc w to, co usłyszałem. Próbując być obojętnym dzieckiem, czyli być po stronie mamy i taty zarazem, ona jeszcze mówi, że ja jestem za tym tyranem? Przecież to nieprawda… nie, to na pewno nieprawda. Moje oczy zaczynały szczypać, obraz się zaczął zamazywać, a w głowie panował chaos. Dość! Czemu coraz częściej słyszę swoje imię w kłótniach?! Zamknąłem drzwi, po cichu, niezauważalnie, mimo że nawet miałem ochotę nimi trzasnąć. Oparłem się o nie, zamykając oczy i zsuwając się powoli na drewniane panele. Chciałem cudem zasnąć, nie słyszeć tych oszczerstw kierowanych do siebie nawzajem z ust rodziców. Schowałem głowę w kolanach, ściskając z całych sił złączone dłonie.
– To twoja wina, że on tak robi! Jest wrogo do mnie nastawiony! – Krzyknął ojciec.
Nie, nie tylko do ciebie. Do was wszystkich. Gdzie moje ukochane rodzeństwo? Ach, no tak… wyprowadzili się i mimo tych obiecanek, że coś zrobią z tą chorą atmosferą w domu, nie kiwnęli nawet palcem. Zresztą, na co mi oni, skoro tylko broniliby ojca, matkę uważając za chorą na głowę. Nieważne ile dla nich poświęciła, można ją odepchnąć na boczny tor bez wyrzutów sumienia. Brat i trzy siostry – znienawidzony przeze mnie kwartet. Oprócz zwykłych pytań o szkołę i zabaw na siłę, nic mnie z nimi nie łączy. Rozmyślając o całej rodzinie, nie zauważyłem nawet, że kłótnia się skończyła. Otarłem łzy i usiadłem przy komputerze, wyszukując w internecie domu dziecka w okolicy. Skoro matka nie chciała mnie tam oddać, mimo że o tym mówiła, że trafię do tego domu, to sam tam wyruszę. Nieważne, że tego samego dnia, dosłownie parę godzin wcześniej mówiła, że mnie kocha, nie… to zupełnie nieważne. Znalazłem ciekawy dom, jakąś godzinę może drogi stąd. Wyjąłem z szafy mały, granatowy plecak, którego do szkoły nie zabierałem ze względu na jego pojemność. Spakowałem parę resoraków, które były moimi ulubionymi zabawkami i bez nich byłoby mi trudno przeżyć. One stały się mi bliskimi przyjaciółmi w pewnym sensie. Znały wiele moich sekretów, wiedziały o mnie zdecydowanie więcej niż rodzina. Wpatrując się chwilowo w ulubiony samochodzik, zacząłem wspominać co nieco o wielu godzinach wspólnej zabawy z nim w roli głównej. Było… fajnie i dlatego go nie zostawię. Nigdy. Wkładając resorak do plecaka, wpadłem na pomysł. Głupi? Być może. Działałem pod wpływem impulsu, nieracjonalnego myślenia. Uruchomiłem ponownie komputer, wyciągnąłem z szuflady kartkę, znajdując gdzieś na biurku długopis do pary i przeszedłem do pracy. Na moje szczęście, otrzymałem z góry pewnego rodzaju talent, którym chyba okazała się zdolność do szybkiej nauki. Przydała się, bo umiałem napisać to, co chciałem, lecz pomoc i tak była potrzebna. Komputer okazał się być doskonałym do tego celu narzędziem. Nałożyłem poprawki na swoje wypociny, by tekst był czytelny i zrozumiały. Przeczytałem list do rodziców własnego autorstwa, stwierdzając na końcu, iż wyszło tak jak zamierzałem, więc wszystko jest gotowe, można uciekać. Wziąłem głęboki oddech, obmyślając dokładniej plan ucieczki. Pora była jeszcze wczesna, więc lepiej było poczekać do wieczora. To ustaliłem na wstępie, później dochodząc do wniosku, że resztą będzie spontaniczne działanie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Theme by Violett